Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przejeżdżaliprzezmałąwioskę,dostrzegłabiałedomkiiświatła
wdomuludowym.Późniejminęlikościół,probostwoidomek
zrodzajemoknawystawowegozzabawkami,słodyczamiirozmaitymi
przedmiotaminasprzedaż.PóźniejwyjechalinatraktiMarydostrzegła
żywopłotyidrzewa.Potemdługoniebyłonicgodnegouwagi;
wkażdymrazieMarywydawałosiętodługo.
Wkońcukoniezwolniłybiegu,jakgdybywjeżdżałynawzgórek,
izdawałosię,żejużniemaaniżywopłotów,anidrzew.Wistocie
Maryniemogłanicdostrzecprócznieprzeniknionejciemnościpoobu
stronach.Pochyliłasięnaprzódiprzywarłatwarządoszyby,kiedy
narazpowózpodskoczył.
–No,teraztojużnapewnojesteśmynawrzosowisku
–powiedziałapaniMedlock.
Latarnierzucałytrochęświatłananierówną,złądrogę,którabyła
jakbypoprzecinanakrzakamiiczymśniskorosnącymdokoła,czymś,
cosiękończyłogdzieśnakrańcuhoryzontu.Powstałwiatr,który
wydawałdziwne,dzikie,szumiąceodgłosy.
–Czyto…czytomorze?–spytałaMaryswątowarzyszkę.
–Nie,toniemorze–odparłapaniMedlock–aleteżniepolaani
góry,tylkocałemile,mileimiledzikiegopastwiska,gdzienicnie
rośniepróczwrzosówigdzienicnieżyjepróczdzikichkucyków
iowiec.
–Ajednakczuję,żetomogłobybyćmorze,gdybybyławoda
–powiedziałaMary.–Takietoodgłosywydaje,zupełniejakmorze.
–Towiatr,któryjęczywzaroślach.Dlamnietodosyćdzikie
isamotnemiejsce,choćmnóstwoludzijelubi,zwłaszczagdywrzosy
kwitną.
Jechałycorazdalejwciemności,achoćdeszczustał,podniósłsię
silnywiatr,któryświszczałiniemiłewydawałdźwięki.Droga
prowadziłatowgórę,toznównadół,akilkarazypowózprzejeżdżał
mostki,podktórymizłoskotemszumiałyspienionewodystrumyków.