Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
olśniewającymblaskiem.Całyczasniemiałemżadnego
pomysłunaksiążkę,alewpatrzonywtenginący
wczeluściniebiosstrumieńzimnego,ostregoświatła,
wiedziałem,czułemtoinstynktownie,żetoświatło,ten
wciągający,tajemnyblaskwyznaczajakąśgranicę,
zaktórąkończysięliteratura,azaczynacośinnego,
zaczynasię
gharib
1.
*
Padało.WMarokubyłazima.Takazimaniezima,
trochęwilgotna,kojąca,podobnadoegipskiej.Ciepłe,
miękkiekroplespływałymipooczach.Powoli,rysując
mokreśladynaczole,zapuszczałymisiędooczu.
Widziałemprzeztowyraźniej,ostrzej.Widziałemcały
placDżemaelFna,widziałemdobrzecałemiasto,cały
zasnutychmuramiidymamiMarakesz.Stałem
ipatrzyłem.Obrazyprzesuwałysiępowoliprzedmoimi
zakroplonymioczami,mimożewszystkoprzedemnątak
naprawdęrozgrywałosięowieleszybciej,bardziej
intensywnie,niżtowidziałymojezakroploneoczy.Ale
jawłaśniewidziałemtotakpowoliiwyraźnie.Czasami
takwidzęwolniej,niżsięnaprawdędzieje.Takjest
dobrze,bardzodobrze.Czasaminawetudajemisię
wtedycofnąćtaśmę.Wąsatymężczyznastałnagłowie,
akilkuinnych,ubranychwniebieskieszatyiczerwone
groteskoweczapki,wirowałowokółniego.Jeszczekilku
innychwaliłowbębnyzawieszonenaramionach,dęło
wdługiepiszczałki,rytmicznieklaskało.Siadłemprzy
drewnianym,chybocącymsięstoleikupiłemmiskę
ślimaków.Dziesięćdirhamów.Byłysłoneiprzesycone
czosnkiem.Wciążpadałdeszcz,zakraplałmioczy.
Ocierałemjekantemdłoniunurzanejwślimakach.
Czułemsólwustachiwoczach.
Mellah
topoarabsku
właśniesól.MyślałemoksiążceoMaroku.Smażoną
oliwęismażonyczosnekczućbyłowpowietrzu.
Ijeszczesnułsięintensywnyzapachsmażonegomięsa
zpaprykąikolendrą.Dym.Wszystkopowoli.Czułem,