Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zgodziłsię,żeodziewiątej.Możeprzyokazji
podrzucimijakiśpomysłnanoweopowiadanie,
odtygodniaprzymierzamsiędotegoszczytnego
zadania.
Notak,jużpewnieniezasnę.Alemimowszystko
pełennadzieiprzeturlałemsięzpowrotemnamaterac.
Jedenkotnaserce,druginagłowę.Możejednak,
może…zamknąłemoczy…ajednaksenwrócił,
zobaczyłemsiebie,jakidęprzezpustepolewkierunku
majaczącegonahoryzoncieogromnegodrzewa.
Usłyszałemzaplecamijakieśszeptyiwzdychania,
stanąłemiujrzałemzasobągrupkęzalęknionychkobiet
ibrodatychmężczyzn,nędznieodzianych,wdługie
chałaty,podniszczone,pocerowanesuknie,stare,
dziurawebuty.Bose,rozczochranedzieciaki
wpatrywałysięwemniezezdumieniemczarnymi
oczami.Długiegileschłyimpodnosami.Niektóre
twarzezdałymisięznajome,jaktejkobiety,która
oderwałasięodgrupki,podbiegłakilkakroków
istanęłatużprzedemną.Nazniszczonej,popalonej
sukiencedostrzegłemnaszyjnikzkoraliibursztynową
broszkęwkształciepięcioramiennejgwiazdy.Kobieta
przekrzywiłaniecogłowęicichymgłosempowiedziała:
No,dobrze,żewróciłeś…Piotr,tysięwogólenie
uczysz,tynicnieumieszmówiła,zaciągając,
zwyraźnymrosyjskimakcentem.Ty…ty…tynie
zdasz…Załamałaręceizaczęłapłakać.
Poczułemlęk,straszny,starylęk.
Potemodwróciłemsięijużstałempodogromnym
drzewem,któregogałęziezasłaniałyniebo,znikały
wchmurach,wgryzałysięwprzestrzenie.Znowu
obejrzałemsięzasiebieniktjużzamnąniestał,byłem
sam.Wokółwielkich,poskręcanychzestarościkorzeni
drzewawalałysięksiążki.Stare,zbutwiałeksięgi.
Czułem,żeprzepełniamnieekscytacja;podniosłem
jednąznich,strząsnąłemziemięzokładkiiodczytałem
tytuł:„MatematykadlaklasIliceum”.Wtejsamej
chwilirobotnicynabudowieobokwłączyliswoje
pneumatycznemłoty.Otworzyłemoczyizaspany