Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
Dwadzieścialatwcześniej.PilotPoint,Teksas
SiedziałamnawielkiejbelisianaizrezerwąobserwowałamSarę
jeżdżącąnakoniu.Nielubiłamkoni.Mojanajlepszaprzyjaciółka
mówiła,żejestemjedynąosobąnaświecie,któratakma,aletonie
mogłabyćprawda.Napewnojestjeszczektoś,ktoichnielubi!
Sąogromne,mająwielkiezębyirzucająłbami,gdytylkosiędonich
podejdzie.Dlategounikałamichjakognia,ajazdęSaryoglądałam
zbezpiecznejodległości.
–Dziewczynki!
Gdzieśzoddalidobiegłnasgłos.Przyjaciółkazgrabniezsunęłasię
zgrzbietuzwierzęciaioddałalejceHarry’emu,którypomagałwstajni.
Zeskoczyłamzsiana,chwyciłamjązarękęipobiegłyśmywstronę
domu.Gracestałanaganku,uśmiechającsięciepłonanaszwidok.
Uwielbiałamją.Wprzeciwieństwiedomojegodomutumogłambyć
sobą.BabciaSarypozwalałanamnatańce,śpiewaniepiosenek,spanie
nasianieirealizowaniewszystkichszalonychpomysłów.Wytarła
dłoniewkolorowyfartuszek,którymiałaprzewiązanywpasie,
iodgarnęłazczołasiwewłosy.
–Upiekłamplacekzowocami.–Przygarnęłanasdosiebie.
–Babciu,jesteśnajlepsza!–Sarauściskałajązcałychsił.
–Kochamplacekzowocami.–Mojeustarozciągnęłysię
wszerokimuśmiechu.
Pochwili,siedzącnaganku,jadłyśmyciepłeciastoipiłyśmy
chłodnąlemoniadę.PobytwPilotPointbyłnajlepszymczasem
wciągucałegoroku.Zdalaodbazywojskowejirygoru,jakipanował