Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spokojnienaroztrzęsionąparęnastolatkówprzedsobą.
Poczekajmyjeszczezaproponował.Jeślibędzie
gorzej,jestjednaterapia…
Jaka?przerwałamumama.
Lekarzsięzawahał.
Proszęnampowiedziećbłagałgotata.
Najlepsząterapią…
Tak?odezwalisięmamaitatajednocześnie.
Natymetapie…Lekarzspojrzałnaswojepapiery.
Natymetapienajlepiejbędziepoprostuurodzić.
Mamanadaljednakniebyłapewna,cozrobić.Ciąglesię
wahała,adnimijały.Rosłemwjejciemnymbrzuchu
otoczonyodgłosembijącegoserca.Odbierałemgonie
uszami,alecałymswoimciałem.Intrygowałmnie,
przysłuchiwałemmusięniczymżołnierzpróbujący
złamaćszyfrdopodziemnegobunkra.
Bum-bum…Bum-bum…Bum-bum…
Przypominałotobębnygrającegdzieśwoddalialbo
odgłosciężkichkrokówjakiegośolbrzyma,którzyszedł
wmojąstronę.Zjednejstronychciałemsięschować,ale
zdrugiejmiałemochotętańczyćdorytmusercamojej
mamynałożonegonarytmmojegoserca.Tobyła
muzyka,którątworzyliśmyrazem.
Bum-pam-pam…Bum-pam-pam…Bum-bum-pam…Bum-
pam…
„Bum”tomama,„pam”toja.Sercemamynadawało
rytm,mojepodążałozanim.Wsłuchiwałemsięwgrę
uczepionypępowiny.Sercemamymiałemnadgłową,jak
księżycwpełni.Wypełniałoonocałąmojąprzestrzeń
miarowymiuderzeniami,przypominałotorosnące,
zieleniącesiędrzewo.Uderzeniawtłaczaływemnieżycie,
przekazywałymojemuciałupolecenia,pobudzały