Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wcisnęłamdokieszenitelefoniwstrzymującoddech,nacisnęłam
klamkę.Nakorytarzubyłopusto.Najciszejjakpotrafiłam,wysunęłam
sięzpokojuiwzdłużścianyruszyłamwkierunkuschodów.Trzymając
sięporęczy,bowpanującejwokołociemnościnicniewidziałam,
zeszłamnadół.
Miałamnadzieję,żeniebyłotukamer,bodomyślałamsię,jak
idiotyczniemusiałamwyglądać.
Kiedydobrnęłamnaparter,przezchwilęrozglądałamsięnaboki,
wypatrująckogoś,ktomógłbypilnowaćgłównegowejścia.Ajeślibyło
zamknięte?Szlag,otymniepomyślałam.
Niepozostałominicinnego,jakspróbowaćjeotworzyć.
Nacisnęłamklamkę,aciężkie,masywnedrzwiotworzyłysię
zgłośnymskrzypieniem.Wysunęłamsięnadziedziniecizaczęłam
zastanawiać.Czyopuszczeniebudynkuwystarczynawydalenie
zeszkoły,czymuszęwyjśćzabramę?Ajeślizabramę,tocodalej?
Czekać,mnietamzobaczą?Idiotyzm.Iśćdogłównejdrogi?Łapać
stopa?Trochęryzykowne…Możelepiejwezwaćtaksówkęipojechać
dotaty?Gdybymmupowiedziała,żetaszkołajeststraszna,
ipoprosiła,żebymniezatrzymał,napewnobysięzgodził.Wbrew
pozoromojciecniebyłdlamnietakizły.Jeśliocośprosiłam,zwykle
todostawałam.Jasne,żezagłuszałwtensposóbwyrzutysumienia,ale
grunt,żemogłamuniegowieleosiągnąć.Iwtymmomencie
uzmysłowiłamsobie,żeniezabrałamzpokojudokumentów.Świetnie.
Trudno,niewrócęponie.Muszęwydostaćsięzabramęiliczyć
nato,żektośmnieprzyłapieitowystarczynawyrzuceniezeszkoły.
Powiem,żebymnieodstawilidotaty…
Zamknęłamoczy,odliczyłamdotrzech,apotempuściłamsię
biegiemwstronębramy.Jeszczenigdyniepędziłamtakszybko.Mój
nauczycielWF-uzostatniejszkołybyłbywszoku,doskonalebowiem
wiedział,żenieznoszęsportuirobięnazajęciachtylkotyle,byle
jezaliczyć.Atuokazywałosię,żepotrafięśmigaćjakwiatr,gdy
wykrzeszęzsiebietrochęwięcejmobilizacji.
Szkoda,żemojepłucamiałynatentematinnezdanie.Prawie
wyzionęłamducha,kiedyznalazłamsięnakońcupodjazdu.