Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ja​sne.Wpad​nieszdonas?
Amożetydomnie?
Dobrze,topotemjeszczeuzgodnimy.Kończę,
boLuśkamacha,żesięjużpoci.Stoimywkurtkach,
go​to​wedowyj​ścia.
Pożegnałsięzemnąszybko.Rozłączyłamsię.
Wrzuciłamtelefondotorebki.Zupełniebezmyślnie,
bojeśliktośzadzwoni,będęmusiałaprzerzucićcałe
torbiszczewposzukiwaniuaparatu.Aprzecieżmam
specjalnąkieszonkęnatelefon!Ciągleniemogęsię
nauczyć,bygotamwkładać.Zawszebyłbywjednym
miejscu,ataktotrzebaczęstowszystkowysypać
napodłogę,bygoznaleźć.Widoczniejestem
nie​re​for​mo​wal​na.
Chodź,bomamycorazmniejczasu!Luśka
poganiała.Wrzuciłamjeszczedotorebkibawełnianą
siat​kęnaza​ku​pyimo​gły​śmywkoń​cuwyjść.
Kiedyprzyjechałyśmyprzedhipermarket,znalazłam
odpowiednioszerokiemiejsceparkingowe.Niebyłam
mistrzemkierownicyizawszepodczasparkowania
musiałammiećdużowolnejprzestrzeni.Niebyłowięc
szans,bysamochódstałbliskowejściadosklepu.
Zazwyczajzostawiałamgonatyłachparkingu,tamgdzie
autbyłonajmniej,adziękitemutakałamagajak
jamogłaspokojniewpasowaćsamochódnawyrysowane
miej​sce.
Jezu,mamo,itakikawałmusimydrałowaćstękała
Lusia,boonauważała,podobniejakwiększość
kierowcówsprawnychjaknależy,żetrzebazawsze
par​ko​waćbli​skowej​ścia.
Zobacz,jaktamciasno.Ktośbypoobcierałmoją
psz​czół​kę.
Taaa.Ktoś.Za​śmia​łasię.
Zakupyzrobiłyśmyszybkoisprawnie.Anija,aniLusia
niebyłyśmyzwolenniczkamibezcelowegołażenia
pomiędzyregałami.Koszykzapełniłyśmydośćsolidnie.
Potemzapakowałyśmywszystkodobagażnikaipieszo
poszłyśmykilkadziesiątmetrównaprzystanek,
naktórymmiałyśmyczekaćnaciocię.Dojejprzyjazdu