Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
obserwujeichdzieńinoc.
Charlottarównież.„Czegosięczepiacietegobiednegoczłowieka?
mówiła.Ontampoprostupalipapierosa,towszystko”.
Nojasne!Jużraczejskłonnabyłamuwierzyćwwersję
zzaczarowanymkrukiem.
Zaczęłopadać.Dobrze,żedopieroteraz.
Możeprzynajmniejznowujestciniedobrze?zapytałam,kiedy
czekałyśmy,otworząnamdrzwi,boniemiałyśmyswoichkluczy.
NieróbtakiejaferypowiedziałaCharlotta.Zdarzysię,kiedy
będziesięmiałozdarzyć.
DrzwiotworzyłnampanBernhard.Leslieuważała,żepanBernhard
jestnaszymlokajemistanowiostatecznydowódnato,żejesteśmy
prawietakbogacijakkrólowaalboMadonna.Niewiedziałam
dokładnie,kimlubczymjestpanBernhard.Dlamojejmamybył
„powiernikiembabki”,asamababkanazywałago„starym
przyjacielemrodziny”.Dlamnieimojegorodzeństwabyłpoprostu
„tajemniczymsłużącymladyAristy”.
Nanaszwidokuniósłbrwi.
Dzieńdobrypanupowiedziałam.Paskudnapogoda,
nieprawdaż?
Absolutniepaskudna.
Ztymswoimhaczykowatymnosemibrązowymioczami,które
patrzyłyzzaokrągłychzłotychokularów,panBernhardprzypominał
mizawszesowę,aściślej:puchacza.
Wychodzączdomu,należykonieczniewłożyćpłaszcz.
Ehm,zapewnenależyzgodziłamsię.
GdziejestladyArista?spytałaCharlotta.
NigdyniebyłanadmiernieuprzejmawobecpanaBernharda.Może
dlatego,żewprzeciwieństwiedoresztydziecinigdynieczułaprzed
nimżadnegorespektu.PanBernhardmiałprzerażającązdolność
nagłegowyłanianiasięznikądwkażdymzakątkudomu.Poruszałsię