Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
IconatoWitold?
Acóżmógłpowiedzieć?Tojegoszef.Pamiętasz,jakpaniBiernackaspytałamnie
kiedyśzupełnieserio,czyKarolMariaWebertomałżeństwo?
Pamiętam,żetyśwtedyzcałąpowagąodpowiedział:nie,todziadekzwnuczką.A
onawdalszymciągunicnierozumiała.Myjręce,zarazpodajęobiad.
Codziśmamy?
Pomidorowązupęzryżemigulasz.Dlaczegopaliszprzedjedzeniem?Wogóleza
dużopalisz.Niechcęcięstraszyć,alepodobnocopiątyPolakumieranaraka.
Jajestemwpierwszejczwórceodparłstanowczo.Nastawiłradio,posłuchał
komunikatów.WiosnąpojedziemydoJugosławii.Wczesnąwiosną,kiedytamjeszczenie
matłumuwycieczkowiczów.Będęmiałzaproszeniedlanasdwojga.
Odkogo?
OdprofesoraMilaniciazBelgradu.Teżornitolog,poznałemgowubiegłymrokuna
zjeździewBudapeszcie.Teraznapisał,żezaprasza.
Elżbietanalałazupę,zamyśliłasię.
NiebyłamjeszczewJugosławiipowiedziała.Abardzobymchciałatampojechać.
Wiemprzecież,żeniebyłaś,boijaniebyłem.
Popatrzylinasiebie,Antoniuśmiechnąłsię.Wszędziejeździlirazem,nieprzyjąłby
zaproszeniawyłączniedlanpanaprofesora”.
Zjedliobiad,Elżbietakrzątałasięwkuchni,aprofesorstanąłprzedsztalugąznie
dokończonymobrazemiwpatrywałsięwniego,zadumany.Napłótniedzieckokilkuletnie
bawiłosięzpsem,płowymwilczurem.Twarzmiałojednakzwróconąniedopsa,leczwprost
dokażdego,ktooglądałobraz.IwłaśnieoczydzieckapochłonęłyuwagęAntoniego.
Zmarszczyłbrwi,próbowałprzezdziełolepiejodczytaćjegotwórcę.Wtedyzrozumiał.
PrzecieżtojestMichał!powiedział,kiedyweszładopokoju.Jegooczy,jego
spojrzenie.
Objąłżonę,stalitakrazemipatrzyli.
Michałpotwierdziła.Jakmiałpięć,możesześćlat.Aleczyzdajeszsobiesprawę,
żetojesteśrównieżty?
Jakto:ja?Jeżelimniepamięćniemyli,poznaliśmysięwokresiemojejmęskiej
dojrzałościzażartował.Niewdzieciństwie.
Mamwalbumiekilkatwoichzdjęć,odniemowlakadodziesięcioletniegoskrzata.
Michałmatwojeoczy.Ipatrzytakjakty.Trochęzukosa,zprzymrużonymipowiekami.
Jacekjużjestzupełnieinny.
Jacekjestpodobnydociebie,niemogłabyśsięjegowyprzeć!Niewiesz,czyprzyjadą
wniedzielę?
Jackowietak,aMichałchybazostaniezJadzią,boonatrochęźlesięczuje.Tylko
proszęcię,niedyskutujznowuzJackiemopolityce.Zapalaszsię,drażnicięjegobrak
tolerancji,apotemtabletkiwrobocie.
Usiadłwfotelu,skryłuśmiech.Taknaprawdę,touwielbiałtesłownepotyczkiz
młodszymsynem,choćzanicnieprzyznałbysiędotego.
Wieszsięgnąłpopapierosa.PrzeczytałemkiedyśuPruszyńskiego,bodajtobyło
wjegoksiążcenDrogawiodłaprzezNarwik”,zdanie,któreczęstomisięprzypomina,kiedy
użeramsięzwłasnympotomkiem.Pruszyńskizastanawiasięwjakimśmomencie:nCzy
mamyracjęmy,którzychcemyzmieniać,czyoni,którzychcązachować?”Myślęsobie
wtedy,żejanależędotychostatnich,aJacekdopierwszych.Dobrzetoczyźle?Niewiem.
Nieodpowiedziała.Wzięładorękipędzel,umaczaławfarbie,poprawiłacośnapłótnie.
Akiedyzagłębiłsięwtygodnikachizapomniałjuż,oczymmówili,rzuciłajakbyod
niechcenia:
Nietynależyszdotych,cochcązachować,alemy.Myoboje.
4