Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Botojestwstrętne.
Nie,niejest.Mniesmakuje.
Mnienieskarżyłamsię.
Wziąłmniezarękęiprzesunąłdłońzłyżeczką
wstronęloda.
Weźjeszczeiidziemystąd.Pocojacię
tuprzyprowadziłem.
Aleminiesmakuje!Proszę,proszę…
Dobra.Nigdywięcejniekupięciloda.Aletego
dokończ.
Mechanicznienabrałamkolejnąłyżeczkę.Nasamą
myśl,żetamękamajeszczetrwać,robiłomisięsłabo.
Niemiałamjużsił.Płakałamotwarcie,niekryjącsię.
Naszczęścienikogoinnegowpobliżuniebyło.Otyle
mniejszebyłoprzynajmniejupokorzenietaty.Zamilkł,
znieruchomiał.Patrzyłnamnieztakimsamymgłębokim,
wypływającymztrzewiniesmakiem,zjakimjapatrzyłam
naloda.Chciałamcośpowiedzieć,aleniewiedziałamco.
Żelodyminiesmakują?Jużtomówiłam.
Żeobrzydliwe?Też,iniebyłosensupowtarzać,
bochoćwypowiemtonagłos,dalejbędziewemnietkwić
to,coniemożliwedoprzekazania.Bojemusmakowały,
uważał,żepyszne.Wszystkobyłoniemożliwe,już
nazawsze.Ogarnęłymniespazmy,uległamim.Inie
możnabyłoliczyćnażadnepocieszenie.Sytuacjabyła
patowadlaobustron.Onteżniemógłmipowiedzieć,jak
bardzomnągardzi,jakbardzonienawidzi.Jegosłowanie
mogłymniedosięgnąć.
2.
Kłótnia,jakwspomniałampodkoniecpoprzedniego
rozdziału,doszładokresu,oilewogólemożnatumówić
okłótni.Popadliśmywmilczenie,któregonawetmoje
przerywaneszlochyniebyływstanietaknaprawdę
zakłócić.Ojciecsiedziałjakposąg,jakkamiennyblok.Ja,
wstrząśnięta,rozedrgana,wilgotna,zrożkiemzlodami
wjednejiłyżeczkąwdrugiejręce,zczerwoną