Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Mówiłamcijuż,jakmniekręcitentwójsterczącytyłek?
–wypaliła,podchodzącbliżejidającmiklapsa.
–Wariatka–odpowiedziałam,biorącdorękisukienkęiwciągając
jąnasiebieprzezgłowę.Jennapodeszładosejfu,któryznajdowałsię
tużpodpółkązbutami.Niemiałustawionegokoduaniżadnych
zabezpieczeń,bonigdygonieużywałam,aleodkądJennagoodkryła,
ciąglechowaławnimnajróżniejszerzeczy.
Roześmiałamsię,widząc,żewyciągabutelkęszampanaidwa
kieliszki.
–Wznieśmytoastzatwojąpełnoletność–zaproponowała,
napełniająckieliszkiipodającmijedenznich.Uśmiechnęłamsię.
Wiedziałam,żematkazabiłabymnie,gdybytowidziała,ale
ostatecznietobyłymojeurodzinyinależałojeuczcić,prawda?
–Zanas–dodałam.
Stuknęłyśmysiękieliszkamiipodniosłyśmyjedoust.Szampanbył
przepyszny.Musiałbyć–wkońcubyłatobutelkaCristalawartaponad
trzystadolarów.Jennajużtakimiałagestwewszystkim,corobiła.
Byłaprzyzwyczajonadotegotypuluksusówinigdyniczegojejnie
brakowało.
–Szałowatakiecka–orzekła,przyglądającmisięzzachwytem.
Uśmiechnęłamsięiprzyjrzałamsobiewlustrze.Sukienka
rzeczywiściebyłaprzepiękna–biała,obcisłaizsięgającą
nadgarstkówdelikatnąkoronką,przezktórąwformiegeometrycznych
wzorówprześwitywałyjasnefragmentymojejskóry.Butyteżbyły
cudowneibyłamwnichprawietakwysokajakJenna.Onamiała
nasobiekrótkąrozkloszowanąsukienkęwkolorzeburgundowym.
–Nadolejestmnóstwoludzi–poinformowałamnie,odstawiając
kieliszekobokmojego.Jazrobiłamdokładnieodwrotnie–złapałam
swójijednymhaustemwypiłammusującypłyn.
–Niegadaj!–wykrzyknęłam,czującnarastającąnerwowość.
Naglezaczęłomibrakowaćpowietrza.Sukienkastałasięzaciasna,nie
pozwalałaswobodnieoddychać.
Jennaprzyjrzałamisięiuśmiechnęłazezrozumieniem.
–Zczegosięśmiejesz?–rzuciłam,zazdroszczącjej,żetonieona
przeztoprzechodzi.
–Zniczego.Wiem,jakniecierpisztakichsytuacji,alenie
denerwujsię–odpowiedziała,nachylającmisiędoucha–już
jazadbamoto,żebyśmyświetniesiębawiły–zakończyła,
uśmiechającsięicałującmniewpoliczek.
Odwzajemniłamuśmiechzwdzięcznością.Wprawdziemój