Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kanalarzstałzgarbionyniecałedwametryodemnie.
Zarchn?
No,zabogategosłownictwatoonniemazauważyłBelch.
Zignorowałemgo.Dziecko,któregooddwóchdniszukaliśmy
wtymgównieiokolicach,rozpłakałosięgdzieśpodścianąpomojej
prawejstronie.
Niemożliwe,żebyśmnieniezrozumiał,kanalarzu
powiedziałempowoliigłośno,ajednocześnieposuwałemsię
wkierunkuciałkależącegowbarłoguzpomiętychgazetistarych
ulotek.Belchtrzymałsięmnie.Flaradogorywała,akonturypowoli
traciłyswąostrość.
Zabieramtegognojkaiznikam.Niccisięniestanie
kontynuowałem.
Zarachan?!
Tosamosłowowlekkiejmodyfikacjizabrzmiałogroźniej.
Wojciech,dawajprezenty.
WłaścicielnajlepszejpolskiejrestauracjiwcałejPradze
i,coprawda,takżejedynejponownieotworzyłswójwór
iwyciągnąłzniegodwaopakowaniabatonikówproteinowych.
Topożywniejszeniżtengnojek.Całarodzinasięnaje.Połowa
jestosmakubożonarodzeniowegopsa,przypadniecidogustu.Ajak
toobtoczyszwbłocie,tobędziesmakowaćjakdomowejedzenie
kontynuowałamspokojnymgłosemizrobiłemjeszczekilkakroków
wkierunkudziecka.
Nie.Dzieckomoje.OnZarachan.JaZarchnzaskoczyłmnie.
Niewyglądałzabardzonaprzedstawicielategogatunku,alekiedy
przemówił,poplecachprzebiegłmidreszcz.Zamiastdziwacznego
monstrumujrzałemwnimkarykaturęzłamanejludzkościzepchniętej
nadnoiodrazucośścisnęłomniewdołku.Jegozgarbionasylwetka
jakbysięwyprostowała.Kręgosłupitwarzbyłyzdeformowane.