Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
lubisztakichmiejsc...–Mężczyznanadolewyglądałdość
osobliwie.Uśmiechałsięiwymieniałuprzejmości,ale
jegotwarzwyglądałajakwykrzywionawsztucznym
uśmiechumaska.Amożetopoprostubotoks?Nie
potrafiłamtegoocenićztejodległości.
–Powiedzmy,żejestemkochającymsynem.Noalbo,
żeinteresujemnietacaładobroczynność.Wiesz,
ratowaniesierot,czycośtakiego.–Prychnąłizpogardą
upiłgłębokiłyk.
Zastanawiałamsię,skądwnimtyleironiiiniechęci,ale
ostateczniedoszłamdowniosku,żetoniejestmoja
sprawainiezamierzałamdrążyćtematu.
–Tocochciałeśmipokazać?
–Wydziennikarzejesteścietacyrzeczowi...
–Słuchaj,niemamczasunagadkiszmatki.Wracam
nadół.–Spróbowałamgoominąć,alezastąpiłmidrogę.
–Alejesteśnarwana,Piegusko.–Zacmokałipokręcił
głową.
Zanimzdołałamwykrztusićripostę,uprzedziłmnie
niezwykleprzekonującymzdaniem:
–Pokażęcibardzowyjątkowąbibliotekę,apóźniej
przedstawięcięFloresowiArribieizadbamoto,żebyś
mogłazrobićodpowiedniefotkijemuijegożonie.
Namomentsięzawahałam,aleniewydawałsię
blefować.Wywiadzpremieremzpewnościązrobiłby
wrażenienakolegachzredakcjiiprzedewszystkim
naAnie.Tomogłabyćwłaśnietadługowyczekiwana
trampolina,dziękiktórejskończyłabymraznazawsze
zpisaniemhoroskopów.
–Wygrałeś–powiedziałamdrętwo.
Agustinpoprowadziłmniekorytarzemiotworzyłprzede
mnąjednezciężkich,drewnianychdrzwipolewej