Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Janiestetymuszęodmówić.Wjegogłosiebyłocoś
niepokojącego.Wyglądałonato,żemiałnadnimiwładzę
inieśmielimusięprzeciwstawić.Niepowinniście
wła​śniepil​no​waćwej​ścia?
Zbardzowyraźnymociąganiemminęlinasizeszli
poscho​dachdosaliba​lo​wej.
Mała,wcośsięwpakowałaśiterazjestjedyny
mo​ment,że​byśmipo​wie​działa,ococho​dzi.
Patrzyłamnaniegonieufnie,bonibynajakiej
podstawiemiałammiećchoćcieńpewności,żejest
pomojejstronie?Wszystkozaczęłosięukładaćwcałość.
Skorojegoojciecjestgospodarzem,acitrzejjego
pracownikami,tomójtowarzyszzcałąpewnościąbędzie
pierwsząosobą,którabędziechciałamnieuciszyć.Ale
zdrugiejstronymógłmnieimoddać.Zkaruzelimyśli
wy​rwałomnieko​lejnepy​ta​nie.
Mariso,musiszmizaufać.Cosięwydarzyło?Był
śmiertelniepoważny,jużnieprzypominałirytującego
aroganta,któregopoznałamniespełnagodzinę
wcze​śniej.
Onigozabili…Mójgłoszabrzmiałzupełnieobco.Nie
mo​głamuwie​rzyć,żewy​po​wie​dzia​łamnagłostesłowa.
Kogo?!Cotyopo​wia​dasz?!Niekryłwzbu​rze​nia.
Potrząsnęłamgłową,przecieżniemogłamwiedzieć,
kimbyłtenczło​wiek.
Jasnacholera.Zacisnąłzębyiwbiłwemnie
wście​kłespoj​rze​nie.Atywszystkowi​dzia​łaś,tak?
Ski​nę​łamgłową,niebyłosensuza​prze​czaćfak​tom.
Coterazbędzie?Niepozwólimmnienigdziezabrać,
proszę.Nawetniestarałamsięopanowaćdrżenia
wgłosieiłezspływającychmipopoliczkach.Całyczas
widziałamtamtegomężczyznę,którynaglepada