Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Partholon
Tamtegodnia,kiedyzawaliłsięcałymójświat,byłamwstajniiobrządzałam
Epiprzedprzejażdżką.Poranekbyłpięknyirześki,warunkinamaływypad
wterenwymarzone,dlategozwielkimzapałemkrzątałamsiękołoukochanej
klaczy,conaturalnienieodbywałosięwkompletnymmilczeniu.
–Nocóż,kochana,obieniejesteśmyjużnajmłodsze–zauważyłamwktórymś
momencieinatychmiastsrebrzysto-szareuszyzwróciłysięwmojąstronę.–Ale
porannygalopobunamdobrzezrobi.Mojeudasąjużgotowedotegoskoku.
Ajaktamztobą,staruszko?
Epiwodpowiedziparsknęłaiobróciwszyłeb,skubnęłamojeskórzane
bryczesy.Cowywołałosalwęśmiechu,mojegooczywiście.
–Epi,jesteśpoprostubezczelna!–zawołałam,delikatnieodsuwająccudny
końskiłeb.–Wtwoimwieku...
Niedokończyłam,ponieważnagleusłyszałamwołanieAlanny.
–Rheo,chodź!–krzyczałabardzoczymśzdenerwowana.–Chodźtuprędko!
Oprócztego,żedarłasięjakopętana,tojeszczebiegła,adotegobyłablada
jakściana.Nicwięcdziwnego,żenatychmiastpoczułamuciskwdołku,
botowszystkorazemwskazywałojednoznacznie,żedziejesięcośbardzo,ale
tobardzoniedobrego.
Szybkooddałamzgrzebłojednejznimfetekstajennych,któranagleznalazła
sięwłaśnietużobokmnie,icmoknęłamEpiwaksamitnechrapy,czująccoraz
większyniepokój,ponieważklaczteżzaczęłazachowywaćsiępodejrzanie.
Stałajakposąg,spojrzenieciemnychoczu,skierowanenaAlannę,teżbyło
nieruchome.
Czylinapewnojestźle.Albobędzie.OBogini!Acotozaróżnica?!
Szybkowybiegłamzboksu,więcspotkałyśmysięnaśrodkustajni,gdzie
Alannazrobiłabłyskawicznywtyłzwrotiramięwramiępomknęłyśmy
dodrzwi.
–Alanno?!Cosiędzieje?
–Myrna!Zaczęłarodzić!
Wjednejchwilizłeprzeczuciawywietrzałymizgłowy.Myrnarodzi!
Nareszcie!Przecieżjużpołowasierpnia!Byłamprzeszczęśliwa,choć
jednocześnie,jakkażdamatka,bardzoprzejęta.Aleprzedewszystkim,teżjak
każdamatka,równieżpełnanadziei,żewszystkobędziedobrze.
Mojąciężarną,aostatniobardzonerwowącórkęodwiedzałamprawie
codzienniewjejnowymdomuwposiadłościMcClure’ów,właścicieliwinnicy,
czylirodzicówGranta.(Tak,Granta.Nienazywałamgojużtrollem.Oczywiście,
żenie!Ajeślijuż,tonaprawdębardzorzadkoitylkozaocznie).Ziemia
McClure’ówgraniczyłazziemiąŚwiątyniEpony,miałamwięccórkępod
bokiem.Myrna,cooczywiste,niemogłasięjużdoczekać,kiedyurodzi
miwnuczkę.Świetniejąrozumiałam,ponieważbardzodobrzepamiętałam
touczucie,żejestsięnietylkowciąży.Jestsięwciążyzabardzoidlatego
właściwiejużniczegoniemożnazrobićnormalnie.
NoiwreszcieMyrnarodzi.Totakiradosnydzień!DlaczegowięcAllanajest
takablada?Dlaczegobiegniemydoświątyni?Teoretyczniepowinnyśmynie