Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wychodzićzestajni,tylkosiodłaćEpiijeszczeinnekonie(megomęża
absolutniedonichniezaliczam!)ipędzićdoMcClure’ów,żebyasystowaćprzy
porodzie.
Alanno?!Cojestnietak?Mów!
DosłownieprzedchwiląprzywieźliMyrnęodparła,nadalpatrzącprzed
siebie.Carolanjestprzyniej.WysłanojużposłańcacentaurapoClanFintana,
któryjestnapolu,gdziećwicząłucznicy.Ajapobiegłampociebie...
Złapałamzaramię,byzmusić,bywreszciespojrzałanamnie.
Alanno!Jestniedobrze?Jakbardzo?!
Zwyraźnymociąganiemzwróciłasiękumnietwarzą,awtedyzobaczyłam,
żeoczyAlannylśniąodłez.
Carolan...Carolanpowiedział,żezadużokrwipowiedziałałamiącymsię
głosem.Mówi,żecośwniejpękło...
Onie...Zatrzymałamsię.Przecieżwiadomo,żekiedyusłyszałamcoś
takiego,namomentmniesparaliżowało.Izmroziło.Dosłowniezmroziło,
bomojakrewmiałatemperaturęlodu.
Rheo!Alannachwyciłamniezarękęipobiegłyśmydalejprzezdziedziniec
dotejczęściświątyni,gdzieznajdowałysiępomieszczeniadlachorych,taki
partholońskiszpital.
Gdymilczącyiposępnistrażnicyszybkootworzyliprzednamidrzwi,
natychmiastpojawiłasięprzynasjednazpomocnicCarolana,cośwrodzaju
pielęgniarki.Twarzmiałataksamoposępną.
Proszętędy,milady.
Przeddrzwiamidosalizatrzymałasię.Spojrzałanamniejakośtakwymownie
idotknęłamegoramieniaoczywiściezszacunkiem,jednocześniejednak
bardzostanowczo,ipowiedziała:
Milady,proszęprzygotowaćsię,proszęzebraćsiły.Córkamiladybędzieich
potrzebować.
Odruchowozmrużyłamoczy,gotowawygarnąćjej,żeniktniemusimimówić,
czegobędziepotrzebowaćmojarodzonacórka.Kiedyjednakspojrzałamjej
woczy,zobaczyłamcoś,coskuteczniezamknęłomiusta.
Zobaczyłamtam...śmierć.Pewność,żetowłaśnienastąpi.
Odwróciłamsięplecamidonichobu,czołemoparłamsięomarmurową
ścianękolorujasnejbrzoskwini,zanoszącdomojejnajwyższejinstancji
najbardziejżarliwąmodlitwę:
Epono,błagam,pomóż!Spraw,byniestałosięniczłego!Myrnaniemoże
umrzeć!Niemogęjejstracić!JakoTwojaUmiłowanaijakoTwojaPierwsza
WybrankabłagamCię,jeślichceszczyjegośżycia,weźmoje!Aleoszczędźmoje
dziecko!
Tak,Boginimiodpowiedziała,ajejgłosbyłsłodki,taksłodki,żeprawie
niedozniesienia.
Czasaminawetbogininiemażadnegowpływunazrządzenielosu.
Umiłowana.AMyrna,córkamojejUmiłowanej,mojejPierwszejWybranki,jest
takżemoimdzieckiem.Będzieżyćdalej,alepozatymświatem,namoichłąkach
osoczystejtrawiei...
Ochnie!Nie!krzyknęłam,jakdzieckozakrywającrękomauszy.Nie!
Nie...Szlochałamrozpaczliwie,bezradnie.
Poczułam,jakAlannamnieobjęła.Nakrótkąchwilęwtuliłamsięwjej
ramiona,jakbypragnącstamtądzaczerpnąćsiły,iwyprostowałamsię.
OdsunęłamsięodAlanny,rękawemjedwabnejkoszuliotarłamoczy.Nałzy