Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przyjdzieczas,będziegopoddostatkiem.AterazMyrniepotrzebnajestsilna
psychiczniematka,aniejakaśhisteryczka.
–Wporządku.–Skinęłamgłową.–Jestemgotowa.
Salawydałamisięowielemniejsza,możedlatego,żebyłotubardzowiele
kobietzgromadzonychwokółwąskiegołóżkaustawionegonasamymśrodku.
Wiadomo,żenakobietyspojrzałamtylkoprzelotnie,dotarłojednakdomnie,
żeto,coteraznucą,tojakaśinnawersjapartholońskiejPieśniNarodzin.Pieśń,
którąsłyszałamdziewiętnaścielattemu,gdywitanonaświecieMyrnę,
wyrażałaczystążywiołowąradość,tanatomiastbyładziwniewyciszona
ibardzołagodna,chociażmelodiatasama,wtymsamymodwiecznymrytmie
biciaserca.Wszystkiekobietyteżbyłypoważne,wyciszone,żadnanieśmiała
się,niewykonywałakrótkiegozaimprowizowanegoukładutanecznego,który
wyrażanajwiększąradość.
Namójwidoknatychmiastrozstąpiłysię,żebymmogłapodejśćdoMyrny.
Mojacórkabyłamiędzyjednymskurczemadrugim.Oczymiałazamknięte,
policzki,zwyklezaróżowione,byłykredowobiałe,jakcałazresztątwarz,
awargisine.Myrnabyłanaga,awielki,rozdętybrzuchprzykrytocienkim
prześcieradłem.
WnogachłóżkastałCarolan.Jegotwarzstężałaijeszczebardziejposzarzała,
gdypodawałpomocnikowigrubyręcznikprzesiąkniętykrwią.Spojrzał
namnie,jananiego,leczżadneznasnieodezwałosięanisłowem.Były
całkowiciezbędne.Wiedziałamprzecież,cosiędzieje.
Grant,prawietaksamobladyjakżona,stałuwezgłowiałóżka.Kiedy
zobaczył,jakuśmiechniętapodchodzędoMyrny,miałtakąminę,jakbypoczuł
ulgętakwielką,żezarazsięrozpłacze.
WzięłamMyrnęzarękę.Pocałowałamjąwczołoiprzytuliwszypoliczekdojej
policzka,wyszeptałamsłowa,którymiwitałamjązawsze,gdybyładzieckiem.
–Witaj,skarbiemamusi,witaj...
PowiekiMyrnydrgnęły.Otworzyłaoczy,sinewargiteżsięporuszyły.
–Mama!Jakdobrze,żejesteś!Jakdobrze.Miałamciebiewezwać,alenie
zdążyłam.Wszystkodziałosiętakszybko...–Zamilkła,zaciskająckurczowo
palcenamojejdłoni.
Nadszedłkolejnyskurcz.Myrnakrzyknęłazbólu,wszklistych
półprzytomnychoczachwidaćbyłopanicznystrach.
–Wszystkoprzebiegaprawidłowo,skarbie–powiedziałamjaknajczulej,
wkładającwtocałąmatczynąmiłość.–Patrzteraznamamęioddychajwtakim
samymtempiejakja,dobrze?Iniczegosięniebój,kochanie.Mamajestprzy
tobie.Wszystkobędziedobrze.Patrztylkonamamę...
Złapałasięmojejrękijeszczemocniej.Wśródtegooceanubólumójgłos
wyraźniebyłdlaniejkołemratunkowym.Zrobiładokładnieto,
ocojąprosiłam.Kiedyskurczminął,Myrna,ciężkodysząc,zamknęłaoczy.
Jednazasystującychkobietpodałamiręcznikzmoczonywzimnejwodzie.
OtarłamnimMyrnieczoło,Grantwtymczasie,przemawiającczuledożony,
odgarniałjejztwarzymokreodpotuwłosy.
–Widzęjużtwojącórkę,Myrno–oznajmiłCarolanbardzospokojnymgłosem,
takim,którydodajeotuchy.–Wyraźniejużchceudowodnić,żejestkimś
wyjątkowym,ponieważuparłasię,żeprzychodzącnaświat,najpierwpokaże
wszystkimniegłówkę,apupę.Dlategouprzedzam,terazczekacię,Myrno,
najtrudniejszezadanie.Podczasnastępnegoskurczuzbierzwszystkiesiły
iprzyj,przyjjaknajmocniej.Włóżwto,proszę,całeserce.