Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Myślimy,żenatepytaniaszybkodostaniemy
odpowiedzipowiedzieliArekiKamil.
Powolinapodwórkunastawałaciemnośćizbliżałsię
zachódsłońca.Dochodziłaosiemnasta.Spokojnie
poszliśmynastołówkę,żebyzjeśćkolację,boprawdę
mówiąc,byliśmygłodni.Nastołówcebyłotrzynaście
stolików.Każdypokójmiałjedenstolikitamsiadały
osoby,abyzjeśćposiłek.Gdytylkoweszliśmy,nagle
każdyzwróciłwzrokwnasząstronę,takjakbyzobaczył
ducha.Aleniktznaszejtrójkiniezwracałnatouwagi
ipowędrowaliśmydoswojegostolika.Nawszystkich
stolikachbyłyczterytalerzeiczterykubki,koszyk
zchlebem,masłoitrochęwędlinyisera,aletylkoprzy
naszymstolikubyłytrzykrzesła,trzytalerzeikubki.
Wyglądałonato,żejutronieodbędąsięlekcjedlanas.
Naladziestałyjeszczeherbataichleb,wrazieczego,
jakbysięskończyły.Nienawidzęmięsa,zwłaszczaszynki.
Widaćbliźniakiteż,bojakjużcośjedli,totylkochleb
zserem.No,alelepszetoniżjedzenieszpitalne,
pomyślałemsobie.
Niesposóbbyłojeśćwtymmiejscu,tyleoczu
skierowanychbyłonanas.Pomyślałemsobie,żetutaj
słowo„prywatność”chybakażdemujestobce.Odziwo,
każdywyglądałnormalnie,miejscejakmiejsce,tłoczno
tuniebyło.
Pięćdziesiątdwieosobywdomudzieckatochyba
mało,conie?spytałemKamila.
Tak,tenjestchybanajmniejszywcałejPolsce.
–Taagentkamiałaracjęszepnąłem.