Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
widziałem.Aprzecież,cóżmożebyćpiękniejszegoniżten
kędzierzawywianekczarnychfiołkównaduśmiechniętymspojrzeniem
młodejdziewczyny?Uśmiechofiarowujewięcejprzyjaźni,alelśniące
haczykirozkwitłychwłosów,bardziejzrośniętezciałem,będącniejako
jegofalistątranspozycją,snadniejłowiąpragnienie.
Ledwowszedłszy,Albertynawskakiwałanałóżko;czasem
rozpływałasięnadmojąinteligencją,przysięgaławszczerymzapale,
żewolałabyraczejumrzećniżmnieopuścić;byłytodnie,wktórych
ogoliłemsię,zanimkazałemwezwać.Byłazliczbykobietnie
umiejącychrozróżnićźródełtego,coodczuwają.Przyjemność,jaką
imsprawiagładkacera,tłumacząsobieduchowymizaletami
człowieka,któryimwróżymożliwościszczęścia,malejącegozresztą
imniejpotrzebnego,wmiaręjakbrodaodrasta.
Pytałem,dokądsięwybiera.
Zdajesię,żeAnnachcemniezabraćdoButtes-Chaumont,
którychnieznam.
Oczywiście,niepodobnamibyłorozpoznaćwśródmnóstwasłów,
czypodtymkryjesiękłamstwo.UfałemzresztąAnnie,żemiopowie
dokładnie,gdziebyłazAlbertyną.
WBalbec,kiedymsięczułnadtozmęczonyAlbertyną,marzyłem,
żekiedyśpowiemkłamliwieAnnie:„Aniuzłota,czemużcięnie
spotkałemwcześniej!Byłbymciępokochał.Terazsercemojenależy
doinnej.Aleitakmożemysięczęstowidywać,botamtamojamiłość
sprawiamiwielezgryzotitymniemożeszpocieszyć”.Otóż
tekłamliwesłowastałysięprawdąwciągutrzechtygodni.MożeAnna
wierzyławParyżu,żetojestwistociekłamstwoiżekocham,tak
jakuwierzyłabyzpewnościąwBalbec.Boprawdataksięzmieniadla
nas,żeinniledwomogąsięwniejwyznać.Ponieważzaświedziałem,
żeAnnaopowiedziałabymiwszystko,prosiłem(izgodziłasię),aby
wstępowałapoAlbertynęprawiecodzień.Wtensposóbmógłbymbez
troskizostawaćwdomu.
Fakt,żeAnnajestjednąz„bandy”dziewczątzBalbec,dawał
miwiarę,żeuzyskałabyodAlbertynywszystko,czegobymzapragnął.
Doprawdy,mógłbymjejterazpowiedziećnajszczerzej,żebyłaby
zdolnamnieuspokoić.
Zdrugiejstrony,wybórAnny(byłaterazwParyżu,poniechała
zamierzonegopowrotudoBalbec)natowarzyszkęwynikłztego,
comiAlbertynamówiłaoczułościAnnydlamniewBalbec,