ciotkiGertrudy.
–Aledośćmamtychjejpodchodówicorocznychlamentów.
Zamiastskupiaćsięnaposzukiwaniumęża,knujetylko,jakcię
przekonać,byśdałjejszansęwzięciaudziałuwjakimś
przedsięwzięciu.Nieinteresujemnie,ocodokładniechodzi.Chcę,byś
zaspokoiłwreszciejejciekawośćipozwoliłmiwydaćjązamąż.
–Wykluczone.
–Chybasięprzesłyszałam?
–Wykluczone–powtórzyłnieznoszącymsprzeciwu,chłodnym
tonem.
–Chcesz,żebyjąwytykalipalcami?
–Oczywiście,żenie.
–Toprzestańbyćtakiupartyiwprowadźjądoswegoświatanatyle,
nailemożesz,takbynienarazićinteresów,ajejdaćnamiastkętego,
zaczymodlatgoni.
–Zdajesię,żenietakdawnosamabyłaśprzeciwnajej
zainteresowaniom.
–Zgadzasię.Wtedyjednaknieprzyjrzałamsiękawalerom,którzy
dlaciebiepracują.
–Słucham?
–Oj!–żachnęłasię.–Przestańudawać,braciszku.Wiem,żekażdy
dżentelmenmaswoichludzidbającychojegointeresy.Dotądjednak
niemiałamprzyjemnościimsięprzyjrzeć.
–Aterazmiałaś?
–KiedyprzybyłamzAngliiipotrudachdalekiejpodróżytwójsyn
gościłmniewwarszawskiejrezydencji,natknęłamsięnadwóchjego
towarzyszyodprowadzającychgo…–przerwała,rozglądającsię,czy
niktzesłużbyniekręcisięwpobliżu–…araczejwlokących
dodomu.
–Dziwne,żemiotymniewspomniał.
–Niemiałprawategopamiętać.Atamcidwajchybaniespodziewali
sięujrzećmniewjegosypialni.
Nawetniepróbowałdopytywać,coGertrudarobiławsypialni
dorosłegobratanka.
–Rozumiem,żezachowałaśtenincydentdlasiebie.
–Jesteśmyrodziną.Oczywiście,żenikomunicniemówiłam.
Wnioskujęjednak,żeprzyjacieleRobertaniesąaniżonaci,anirażąco
nieodpowiednidorękiSabiny,skoromająpowiązaniaztobą.Nie
pracowałbyśprzecieżzkimśosłabymcharakterzeczyprzesadnie
splamionymhonorze.