Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Namiętnypocałunekdałchwilowewytchnieniezbolałymmyślom
kochanków.Przyszłośćnapawałaprzerażeniem,alenarazieliczyłosię
tuiteraz.Aterazbylirazem.
***
Miasteczkobyłojeszczeniewielkie,aleprzezpięćlat,odczasu,gdy
Robillardzawłasnepieniądzewzniósłdomydlapierwszych
osadników,zdążyłosiętroszkęrozrosnąć.Nadaljednaknazwanie
miastemtychkilkunastuskromnychbudynków,postawionychpoobu
stronachpiaszczystejdrogi,byłoconajmniejnawyrost.Nawetmały,
drewnianykościółzestrzelistąwieżą,naktórejwkrótcemiałzawisnąć
dzwon,orazsklep,wktórymokolicznegospodyniemogłyzaopatrzyć
sięwniezbędneprodukty,niepodnosiłyznaczącoprestiżuosady.
JednakplanyRoderickabyłybardzoambitne.Chciałprzyciągnąć
większąliczbęosadników,chciałpostawićdlanichnowedomy,
wydzierżawićiodsprzedaćkolejnepołacieziemipoduprawę.Pomóc
muwtymmiałaniedawnootwartakopalniasoli,któragwarantowała
miejscapracydlanowoprzybyłychizapewniałacałkiemprzyzwoity
dochód.
LudziewidzielistaraniaRodericka,podziwialigozazaangażowanie
idarzyliszacunkiem.Dziękiniemumielidachnadgłową,zatrudnienie
imożliwośćspokojnejprzyszłości,cobyłomiłąodmianąpotułaczym
życiu,jakiedotejporywwiększościwiedli.
MieszkańcówElizabethtowntrochęjednakdziwiło,żeRoderick,
wykazującysiętakogromnymgestemdlapotrzebujących,unika
jakichkolwiekkontaktówtowarzyskich,swojąobecnośćwmieście
ograniczającdopojawianiasięnaconiedzielnymnabożeństwie
wkościeleirzadkichspotkańznowozatrudnianymipracownikami.
Dlawiększościznich,nieliczącsłużbywrezydencjiRobillardów,
byłatojedynaokazja,abyzobaczyćsławnegozałożycielamiasteczka,
októrym,wzwiązkuzjegotajemniczością,krążyłyniesamowite
opowieści.Wśródplotekprzeważałymówiąceotym,żeRobillard
toangielskiksiążę,który,uciekającprzedniesłusznymwyrokiem,
zdecydowałsięnawyjazdzaocean.Winnejwersjiopowiadano,
żeRoderickjestzbiegłymprzestępcą,pragnącymodpokutowaćswoje
złeuczynkiidlategotakchętniedzielącymsięskarbem,zdobytym
zresztąniezbytuczciwądrogą.Jakiekolwiekhistoriekrążyły
oRodericku,niezmieniałotonastawieniamieszkańcówdoniego.Gdy
wniedzielneprzedpołudniaRobillardowiezajeżdżaliprzedkościół,