Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
ROZWALIŁEMTYLULUDZI,żeniebyłemwstanieichzliczyć.
Mojedłonieociekałykrwią.Aletomnieniepowstrzymało.Miałem
cel,musiałemgozrealizować.Wykonaćzleconąmimisję.
Dotarłemdowysadzanychdrogimikamieniamidrzwi.Zameknie
puściłpodnaporem,więcprzestrzeliłemgo,bydostaćsiędośrodka.
Wewnętrzuwielkiejkomnatyzgromadzonychbyłokilkanaściekobiet
odzianychwabajeinoszącychnagłowachnikaby.Namójwidok
cofnęłysiępodścianę.Dostrzegłemkilkorodzieci,którekryłysię
zanimi.
Dobrzetrafiłem!
Ruszyłemwichstronę.Kobietyzaczęłykrzyczećihisteryzować.
Jednaznich,ubranawczarneszaty,wyszłaminaprzeciw.Wbiła
wemnieobrysowaneciemnąkredkąoczyiwłasnymciałemzasłoniła
swojetowarzyszkiidzieci.
Morderca!Terrorysta!krzyknęłapoarabsku,mierzącwemnie
palcem.Podnieśnanasrękę,ajużnigdyniezaznaszspokoju.Allah
jestsprawiedliwy.Zabijjednozkrólewskichdzieci,aonzabijetwoje!
Podniosłemkarabin,któryukradłemwartownikowi,iwymierzyłem
wjejgłowę.
Terrorysta!powtórzyławrzaskliwiekobieta,ajaoddałem
strzał.