Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
48
KATARZYNACYTLAU
–Rzeczywiście,niebyłtojedenznajlepszychdniwroku–
odpowiedziała.
Przekrzywiłlekkogłowęiuśmiechnąłsię.
–Możemógłbymsprawić,żeniebędzietakinajgorszy?–spy-
tał.
Gabriellaabsolutnieniemiałapojęcia,cotenchłopakmiałna
myśli,alerozbawiłjąswojąpostawą.
–Zawszemożeszpróbować.–Tomówiąc,upiłałykkolejnego
drinka.
Milczałprzezchwilę,zastanawiającsięnadczymś,apotem
wysunąłwjejstronęswojądłoń.
–Możepozwolisz,żenapocząteksięprzedstawię?Wybacz,że
niezrobiłemtegoodrazu,ale...–Zamilkł,apotemdodał:–Jestem
Rafael.
Gabriella,któraakuratwtymczasiebrałakolejnyłykzeszklan-
ki,omałosięniezakrztusiła.Odstawiładrinkanabokispojrzała
nachłopakazdumiona.
–Rafael?–spytała.
Twierdzącopokiwałgłowąiwciążcierpliwieczekał,ażdziew-
czynapodamurękę.Zrobiłatozlekkimwahaniem.
–Gabriella–powiedziałacicho.
–Wiem–odpowiedział,mocnościskającjejdłoń.
Uśmiechnęłasięszerokodoniego,zniedowierzaniemkiwając
głową.
–Jakmnieznalazłeś?–spytała,apotemzajrzaładoswojej
szklanki.–Amożemamhalucynacje?Jeślitak,toprzysięgam,że
nigdywięcejniewezmętegodoust!
Roześmiałsię.
–Toniezwidy.Jestemtunaprawdę–rzekłwesoło.–Wza-
sadzienietaktrudnobyłocięznaleźć.Starałemsięwyczućtwoje
wibracjeiwtensposóbodnalazłemtwójdom,apotem...Kiedy