Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
SŁOWOODAUTORA
Wnaszejrodzinieplanetarnejjedentylkoglobhojnieibezmiaryszafujeenergią
sprężonąwjegośrodowiskugrawitacyjnymnarzeczmateriiożywionej,jejnieposkromionej,
żarłocznejekspansji.JestnimZiemia,ojczyznaludzi.Krążącpoorbicieprzecinającej
centrumsłonecznejekosferyprzypominazdrową,inteligentnąistotęstojącąnaprzedprożu
soczystejdojrzałości,buntujesięprzeciwwszystkimiwszystkiemu,sięgadogwiazdani
dbając,żejejprzyszłaosobowość,jejwłasnykościecwypełniadopierowrzącą,plazmową
masąformy,którychostatecznegokształtuniesposóbsięchoćbydomyślić.Minądziesiątkii
setkiwiekówzanimtoszlachetnetworzywostężejewszlachetnykruszec,zanimZiemii
zamieszkującejrasiezaświtasłodko-cierpkajesień,statecznaiowocująca.Czyżnie
smutnatoperspektywa?Możewięcmachnąćrękąnato,cobędzie,beztroskoleciećku
gwiazdom,ponieśćinnymświatompiorunującyładunekuczućimyśliwspółczesnego
człowieka?
AkcjatejopowieścitoczysięnaMarsie,aleniechodzioMarsa.Jejbohateraminie
przybyszezprzestrzeni,tylkoistoty,którezadwa,trzylatanaprawdęstanąnaczerwonej
planecie.Stanątamwkażdymraziewcześniejniżwrokudwatysiąceosiemdziesiątym
drugimizpewnościąnieznajdąśladówgościzkosmosu.
Aleczymimowszystkonieopłaciłobysięprzedtymrakietowymwymarszem
przemyślećdokońcatoiowotutaj,natejplanecie,którejżywyobrazponiesiemy
mieszkańcomkosmosu?…Boostatecznie,ulicha,mogłobysięzdarzyć,że…
ROZDZIAŁI
AnnThorsonusiłowałabalansować,uginającnogiwkolanach,aleściągniętapotężną
siłąrunęłanapodłogę,pokrytąwtymmiejscujedyniecienkąwarstwąpianolitu.Zdążyła
wyrzucićprzedsiebieramionaiunieśćniecogłowę,kiedystatkiemtargnęłanowaseria
wstrząsów.Potton,któryrozluźniłuchwytyswojegofotelachcącprzyjśćjejzpomocą,
poleciałdoprzodu,odbiłsięodścianytużpodgłównymekranemneuraksaipochwyciwszy
poręczsiedzeniaBatuzowa,zawisłwpowietrzu.Jegonogiopisałyszerokiłuk,trafiającpo
drodzewprawybarkLenySakadze.TwarzLenyskurczyłasięzbólu,alejejkrzykzginąłw
piekielnymjazgocieczujnikówizgrzyciepowłoki.Mogłosięzdawać,żejakieśgigantyczne
kleszczedrąnawąskiepasycałykorpusrakiety.
Naglewszystkoucichło.Jeszczetrwalibezruchu,kurczowozaciskającpalcena
poręczachiuchwytach,oszołomieniipotłuczeni,przygotowaninanajgorsze.
Ekranyzajaśniałyspokojnym,równymblaskiem,błękitneokowariomatuwypłynęłona
środektarczy,cyfryiliniewokienkachautomatównawigacyjnych,któreprzedchwilą
pędziłyjakoszalałestapiającsięwmigocącepasy,zwolniły,jakiśczasjeszczefalowały,
wreszcieprzystanęły.
Usłyszeligłospilota,AndrzejaBatuzowa.Całyczaspodawałwspółrzędne.Jegosłowa
tonęłydotychczaswstraszliwymhałasie.
Zeroiosiem,dwadzieściajeden,
zeroisiedem,dwadzieściajeden,
zeroisześć,dwadzieścia,
zeroipięć,dwadzieścia,
zeroicztery,dziewiętnaście,
zeroicztery
2