Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
itrampkiichoćlatowBieszczadachjestciepłe,tojednakwniczym
nieprzypominaMalediwów,naktórychobecniemiałambyć.
Zawartośćmojejwalizkijestniestetyprzyszykowananateostatnie.
Chybaczekająmnieniedługozakupy.
Docieramydostajni,apokonanietegokrótkiegodystansuwciszy
wystarcza,żebymznowuzaczęłasiędenerwować.Wagner
machnięciemrękipozdrawiastajennego,któryuwijasięprzyboksach,
atenodkrzykujeciepłepowitanie.
–Częstopantubywa?–wyrywamisię.
Mężczyznaodwracasiędomnieiobrzucamniekolejnym
uważnymspojrzeniem.Czujęsiętak,jakbymmiałasiępodnim
zamienićwkamień,choćonzpewnościąniemazłychzamiarów.
–Proszę,mówmipoimieniu–odpowiada.–JestemJanek.
Wyciągawmoimkierunkurękę,jakbychciał,żebymjąuścisnęła.
Potrzebujęchwili,zanimorientujęsię,żefaktycznieotomuchodzi.
Wkońcutonormalne,nie?Dlaczegotakmnietozdziwiło?
Podajęmudłońiposyłamlekkodrżącyuśmiech.
–Lucy–przedstawiamsię.
Kiwagłową,poczymodwracasięiwchodzidostajni,zmuszając
mniedopójściazanim.Wżadensposóbnieskomentowałmojego
przezwiska,chociażrobitoprawiekażdy,zkimzawieramnową
znajomość.Ciekawe,czydlatego,żegotonieinteresuje,czypoprostu
nielubizbytdużomówić?
Todrugiejestoczywiste.Codopierwszego,jeszczetegonie
ustaliłam.
–Odpowiadającnatwojepytanie,faktyczniebywamtuczęsto
–mówi,prowadzącmniedostajennego.–MamwCisnejgabinet
weterynaryjny.StadninaTadeuszatojednozmoichgłównychźródeł
utrzymania.
Wow.Tenczłowiekgórjestweterynarzem?!Zanimzdążęcoś