Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
plamęnapodłodze.Pomponoczywiściemusiałwskoczyćwtęplamę,
apotembiegałdookoła,zostawiającnapodłodzeodciskiłap.Marcel
zmarszczyłbrwi.
Irenkasiedziałanakanapieioglądałakreskówkę.Mokrebuty,
kurtkęiczapkę,wktórychwróciłazprzedszkola,porozrzucała
nadywanie.
–Zanieśtodoprzedpokoju–powiedziałsurowoMarcel.
–Boco?–odezwałasięjegosiostra.
–Bojajco.
–JajcotonaWielkanoc,anaBożeNarodzenietochybaraczej
śledź!–skwitowałaIrenka,aleposłusznieodniosłaubrania.
PotargałaPomponazauchemipozwoliła,żebypolizał
jąwpiegowatynos.
–Weźmusięniedajtaklizać.Toniehigieniczne–burknąłMarcel.
–Myślisz,żezliżecipiegi?
–Wcalenie!Myślę,żetoodtegorobisięichwięcej!–odgryzłasię
Irenka,któralubiłaswojezłotepieginanosieipoliczkach.Kiedyś
naliczyłaichczterdzieścijeden,aostatnioczterdzieścitrzy.Więcmoże
torzeczywiścieprzezPompona.
Marcelnieprzepadałzaswoimipiegami,którychmiałmniej,ale
zatociemniejsze,podobniejakwłosywkolorzeciemnejczekolady,
aniekarmelujakuIrenki.
Pieswskoczyłnakanapęiotrzepałsięześniegu.Irenkapisnęłaiaż
zaniosłasięodśmiechu.Tyleradościbyłowtympsie!Zawsze
potrafiłichrozweselić.
–Tatajestusiebie?–zapytałMarceliusiadłoboksiostry.
Irenkakiwnęłagłową.
–Śpi–powiedziała.–Pewniejestzmęczony.
–Aleczymzmęczony?–żachnąłsięMarcel.–Przecieżjest
naurlopie!Tatanigdytyleniespał!