Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żemożesziść,alenagleoblewacięfalagorąca.Dziadek
skrupulatniegnieciewszystkorównieżtam,zezłością
mruczy:
–Rozpinaj…Dawajgotu!
Niedobrzeci,niechceszusłuchać,alepiesgroźnie
warczy,poddajeszsięodrazu,struchlaływywalasz
tęrzecz,pulsującąiwzdrygającąsięprzykażdym
dotknięciu.Możedziadkowicałkiemsiępomieszało–ale
nie,jestpoważnyiskupionyjakdomodlitwy.Patrzysz
naliścienapodłodze,naogieńwkominku,naglezaczyna
cisięwydawać,żewszystkotojużbyło,stałeśjuż
niegdyśprzedsiwymstarcemzwłosamidługimi
doramionizczarnąjaknoc,dzikąbestią,jużraz
czekałeś,ażobejrzącięcałegoipobłogosławią.
Dziadekostrożnieobracatwojąmęskośćwręce,waży
wdłoni,gnieciejegogłówkę.
–Dobrykutas!–mówiwreszcie.–Prawdziwykutas
Vargalysów.Zmiedzianymkońcem.
Samgochowaizapinarozporek,rozumiezapewne,
żejeszczestoisz,całkiemosłupiały.Pieswstajeiszeleści
czerwonymiiżółtymiliśćmi,atobiewoczachzbierająsię
łzy:dziadektodziadek,aledlaczegotrzebabyłopokazać
wszystkotejczarnej,złejbestii?
–Wiesz,dziecko,jużmożeszmiećkobietę,każdą
kobietę–mówidziadek.–KażdyVargalysmożewziąć
każdąkobietę.Nawettwójzasranyojciec.
Znowudębiejesz,bodziadeksięuśmiecha.
Toniemożliwe,dziadeknieumiesięuśmiechać,nie
mawmózgutejczęści,któratworzyuśmiech.Nawet
terazzamieramunatwarzy,zaledwiesięnarodził.
–Idźsobie!–mówidziadekzwykłymopryskliwym
głosem.–Izapamiętaj:jesteśjużVargalysem.Strzeżsię,
dziecko,bycieVargalysemtożadneszczęście.Iniestaraj
sięsiebiezrozumieć.JeszczeżadenVargalysnie
zrozumiałsamsiebie.
Wychodziszjakweśnie,jeszczesięodwracasziwidzisz