Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Możenapijeszsięherbaty?Właśniejemyzmamą
śniadanie.Maszochotęnarogalikaznutellą?Mama
wczorajupiekła.
Dianaweszładohallu.
—Nie,dziękuję,jestemjużpośniadaniu.CiociaWanda
liczykażdymójkęs,niemiałabymodwaginiezjeść.
Joannapopatrzyłapoważnienakoleżankę,alenicnie
powiedziała.
—SłyszęDianę,prawda?—ZkuchniwyszłaMaria
zfiliżankąwręku.—Dzieńdobry,kochana!Zapraszam
dalej.
—JużproponowałamDianieśniadanie,aleodmówiła
—wyjaśniłacórka.—Chybagdzieśsięspieszy,
boprzestępujeznoginanogę—zażartowała.
—Tak,właśnie.—Lisowskapokiwałagłową.—Trochę
sięspieszę.Pakuj,proszę,mydełka.
—Jakiemydełka?
—Wszystkie,któremasz.ZawiozęjedoJagodna.
—Właściwieniemamichzbytwiele.—Joannabyła
zaskoczonaprośbą.—Umawiałamsięnakolejnądostawę
dopieronaprzyszłytydzień.
—Alesamamówiłaś,żeMałgorzatajużwszystko
sprzedała—przypomniałajejDiana.—Askorotak,
totrzebadostarczyćjejtowar.
—Tak,sprzedała—przytaknęłakoleżanka.—Tylkoczy
jestsens,żebyśjechałazkilkunastomakosteczkami?
—powątpiewała.—Spaliszbenzynę,straciszczas…
MiałamwybraćsięwnastępnywtorekzDanielem,
onmawokolicypacjentkę,więcbyłobymupodrodze.
—Lepiejsprzedaćkilkanaścieniżnic,niesądzisz?
Wiesz,żejakzamawiaszcośwsieci,tochceszmiećjak
najszybciej,anieczekaćtydzień—przekonywałaJoannę.
—Wydajemisię,żeDianamarację—wtrąciłaMaria.
—Oczywiście,żemam.
—Choćtopaliwo…—zastanawiałasięseniorka.
—Aleprzecieżjaniechcę,żebyściemioddawały