Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Z
końcalutegowydawałosię,żeanimyśliopuścić
imarozgościłasięwGórachŚwiętokrzyskichido
tepiękneokolice.Wpierwszymtygodniumarcanagle
zmieniłajednakdecyzję,zamiotłabiałąsukienką
iodeszła,zabierajączesobąśniegimróz.Przyroda
przyjęłazmianęzostrożnością,jakbyniedowierzając,
leczwszystkowskazywałonato,żedoŚwiętejKatarzyny
wreszciezawitaławiosna,rozglądającsięnieśmiałoina
raziedelikatniegładzącdrzewaiziemięcieplejszym
powietrzem.Pierwszedostrzegłytoptakiitowłaśnieone
zaczęłyobwieszczaćdobrąnowinęświatu.Ichtrele,
jeszczeniepewne,aleradosnerozbrzmiewałymiędzy
gałęziamijodeł.
Dianastanęławoknieipopatrzyłanaszarepołaciepól
igołedrzewawsadzie.
Buroismutnopomyślała.Wyglądadokładnietak
samojakpogorzeliskoprzeddomem.Można
bypomyśleć,żespaliłasięnietylkostodoła,alecały
świat.
Kociowskoczyłnaparapetizacząłocieraćsięodłoń
kobiety,domagającsiępieszczot.Lisowskamachinalnie
pogładziłamiękkiefuterko.
Och,gdybyświedział,cosięstało,torozumiałbyś,
żeniemamochotynaczułościwestchnęła.
KocurmiauknąłidotknąłpyszczkiemrękiDiany,
apotempolizałchropowatymjęzyczkiem.