Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zerknęłanawyświetlacz.Mama.Starającsięjaknajmniej
odrywaćwzrokoddrogi,odebrałapołączenieiwłączyła
głośnik.
Tak,mamo?!krzyknęławstronętelefonu,który
położyłasobienaudzie.
Liliana?!Gdzietyjesteś?Powinnaśjużdawnobyć,
obiadprawiegotowy.
Lilkawidziałaoczamiwyobraźni,jakmamawswoim
kwiecistymfartuszku,zawiązanymnaszerokichbiodrach,
drepczepodużejkuchni,zaglądająccochwilapod
pokrywkigarnków,bysięupewnić,żenicsięnie
przypala.
Zadziesięćminutdojadę.Lejejakzcebra,więc
wolałamzwolnić.
Janiewiem,totyokienwdomuniemasz,pogodynie
oglądasz?Mogłaśwyjechaćwcześniej!Tylkoprosto
dodomu,pamiętaj!
Lilkaprzewróciłaoczami.Takjakbymiałapodrodze
wyskoczyćnashopping,gorącączekoladęwkawiarence
przyparkuimożejeszczenaszybkitreningnasiłowni.
Pozałożonymprzezniączasieminęłaotwartąbramę
ipodjechaławybrukowanympodjazdempoddrzwi
okazałejwilli.Parkując,zauważyła,żejejpuntozupełnie
niepasujedotegootoczenia.Przedgarażemstał
mercedes,któregowcześniejniewidziała.Jegosrebrny
lakierbłyszczałwdeszczu.Czyżbyojcieckupiłsobienową
zabawkę?Cieszyłasię,żenocnaulewachoćtrochęzmyła
brudzjejauta.
Ogródokalałyokazałe,równoprzystrzyżonetuje,
zapewniającprywatność.Soczyściezielonytrawnik,
pokrywającywiększączęśćogrodu,wyglądałniczym
dopierocorozwiniętyzrolki.Źdźbłatworzyłyrówniutki
dywan,jakbyktośstrzygłgozlinijkąwręku.Spomiędzy
wysypanychwkołodomukamyczkówwystawałysporych
rozmiarówkępylawendy.Matkaniemiałaręki