Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
specjalistyoddziwacznegoschorzenia,którewyleciało
mizgłowy,jaktylkodoniejwleciało.Recepcjo-
poczekalniabyłapięknympomieszczeniem
wpastelowychbarwach.Dokolorówściandobrano
kontrastująceznimikanapy,piękneobrazyiogromny
bukietświeżychkwiatównakontuarze.Wpowietrzu
unosiłsięmiłyzapach.Wyczulonanazapachy,odrazu
poczułamświeżąbryzęoceanu.Amożeznowu
wywąchałamcoś,conieistniało?
Zameldowałamswojeprzybycieioczekiwałam
nawybiciegodzinymojejwizyty.Zabrzmiałotowmojej
głowietak,jakbymiałatobyćmojaostatniagodzina
ioczamiwyobraźnizobaczyłamszafot,alenaszczęście
niepasowałamdoniegoubiorem.
JeansyipodkoszulektozdecydowanieniestylMarii
Antoniny.Odetchnęłamzulgą.
Drzwisięotworzyłyizgabinetuwyszłakobieta
wnieokreślonymwieku.Odprowadzającydoktor
McGovernzuśmiechemzaprosiłmniedośrodka.
Gabinetbyłurządzonywdostojnymstylu.Wszystko
byłodostojne,ogromnedrewnianebiurko,wielkifotel
zeskóry,naktórymzasiadałdoktor.Ześcianuśmiechały
sięzdjęcia,jakwykalkulowałam,jegodzieciwróżnych
momentachichżycia,oprawionedyplomyukończeń
uniwersytetóworazgablotyzmotylami.Muszę
powiedzieć,żetotrochęmniezastanowiło.Mójumysłjest
przebogatywewszelakiegorodzajuskojarzenia,więc
przypomniałmisięodrazudoktorLecter,jego
mieszkaniew
CzerwonymSmoku
izaschniętewtakich
samychopakowaniachróżnerobale.Wzdrygnęłamsię,