Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jakzwykledodzwonieniesiędoinformacjiokazałosię
niemożliwością.Opanowałsię.PoprawiłpanuAntoniemu
poduszkę,zrobiłmuherbaty.
–Kiedyprzychodzicórka?–spytał,starającsię
uśmiechnąć.
–Pewniewieczorem,alejajużlepiejsięczuję.Ksiądz
tozawszepotraficzłowiekawprowadzićwlepszynastrój.
Dlaczego–pomyślał–zaciskajączęby,niepotrafię
siebiewtenlepszynastrójwprowadzić?
Pożegnałsięipobiegłnapocztę.Wiedział,żespóźnisię
nanastępnąwizytę,aleprzestałjużotodbać.
Rejestratorkaszpitalnasięrozgadała,powiedziała,
żetochybacud,małaszybkoodzyskujesiły,jejżyciunie
zagrażaniebezpieczeństwoimożnająodwiedzać.
Następnytelefonwykonałdoksiędzaproboszcza
iodwołałwszystkotegodnia.Rozłączyłsię,zanimszef
zdołałzaprotestować.
Monikabyłaprzytomna,alesięnieodzywała.Marcin
miałwrażenie,żedziewczynkarobigrzecznośćdorosłym,
słuchającichpaplaniny.Nadalwyglądałaźle,aleprawe
okojużodrobinęsięotwierało.Kiedypielęgniarka
powiedziała,żeczaszostawićpacjentkę,Monikazwróciła
siędoMarcina:
–Wujku,zostańnachwilę,muszęcicośpowiedzieć.
Marcinpoczekał,ażAnnaiZygmuntznaleźlisię
zadrzwiami.
–Co,kochanie?
–Niemównicrodzicom,dobrze?
–Dobrze,aleoczym?
–Otym,żejestemduchem,atociało–podniosłarękę
iprzypatrywałajejsięchwilęwskupieniu–taknaprawdę
niejestmoje.Todlaniepoznaki.Pewniebysięmartwili