Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
doczerwonościprzezwiatrisłońce,zkwiatami
wkształciegwiazdikolorzeróżyorazidealnie
wykształconymi,miniaturowymipędamikażdą
roślinępokrywałałapiącarosępajęczyna.Tekwiaty
wydawałysięobcąegzotykąwbogatym
imalowniczym,przybrzeżnymogrodziemężczyzny,
labirynciefasoliwielokwiatowejimodrozielonej
kapusty,nadktórymiunosiłysiębiałemotyle.
Podążałemzamężczyznąprzezbujnądżunglę
dozagróddlaświń,trzymającostrożnydystansdojego
oswojonegołabędzia,którymiałzłamaneskrzydła
isyczał,gdypodchodziłemzbytblisko(łabędź,jak
mipowiedziano,możezłamaćczłowiekowirękę,więc
jegoniepełnosprawnośćprzyniosłamipewną
sa​tys​fak​cję).
Mężczyznaodnawiałzawalonebudynki.Rzeźbił
gzymskominkazogromnejbelidębu.Bezibarszcz
Mantegazziego,kosaćceżółteistarewierzby
wydawałysięgotowedoprzebiciasięprzezgrube,
kamiennemuryiwybiteokna,abyodzyskaćzabłocony
brukniepewnarównowagazostałaosiągnięta.Aby
ujarzmićnieokiełznanąnaturę,mężczyznanosiłbroń:
strzelałdowronnawiązach,odczasudoczasu
trafiającjakąś,którazłoskotemspadałaprzezgałęzie,
podczasgdyjejtowarzyszkiodlatywałycorazwyżej
wlet​niepo​po​łu​dnie,wście​klepro​te​stu​jąc.
Mężczyzna,przystojnyipewnysiebie,nosiłstarą
sztruksowąkurtkęzeszkarłatnąchustązawiązanąjak
ukowboja.Paliłfajkę,chodzącpowoliispokojnie;
utykałodstarejrany,którasprawiała,żepochylałsię
niebezpiecznieizakłócałmojąrównowagę,gdy
szedłemobokniego.Niemówiłzbytwiele.Patykiem
ścią​gnął
sem​pe​rvi​vum
zda​chuipo​da​ro​wałmije.
Uważniepowtarzałemnazwę
sem​pe​rvi​vum
przez
całądrogędodomuwAbingdon,gdziezasadziłem