Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pochylalisięnadtortem,naktórymstarczałyświeczkizliczbą
piętnaście.
Nakorytarzurozległysiękroki,więcodskoczyłamodfotografii.
Niechciałammyszkować.Zprzerażeniemspojrzałamwstronędrzwi,
wyobrażającsobie,żezarazwejdzieprzeznieIsabella,alenictakiego
sięniestało.Poczekałam,ażhałasyucichną,iwysunęłamgłowę
nakorytarz.
Pusto.
Prześlizgnęłamsiędookna.Ustąpiłołatwo–nietylkojamusiałam
siętędywykradać.Przekroczyłamparapetizwestchnieniemstanęłam
nametalowejkonstrukcji.Pośpieszniezasunęłamzasobąszybę,aby
niewzbudzaćpodejrzeń.Dopieropotem,gdyobejrzałamsięzasiebie,
zauważyłamkogośjeszcze.
–Przepraszam!–wypaliłamodrazu.–Niewiedziałam,żektoś
tutajjest.
Siedziałnaschodachwiodącychwgórę.Lewąnogęmiał
wyprostowaną,butemruszałnaboki,prawąnatomiastzgiąłioparł
oniższyschodek.
–Zmieścimysię…–rzuciłironicznie,nawetniespoglądając
wmojąstronę.
Byłstarszy.Owielestarszy.Wskazywałnatoprzedewszystkim
jegodośćochrypłygłos,boniebyłamwstaniedostrzec,jakdokładnie
wygląda.Możepodobniejakjachciałuciecodbawiącychsięsąsiadów
zpiętra.
Napewnowiedziałozakaziepalenianakampusie,ale
najwyraźniejmuonnieprzeszkadzał.Papieros,któregokoniecjasno
siężarzył,cojakiśczasoświetlałjegoustaigęstąbrodę.Szelest
pochłanianejprzezogieńbletki,apóźniejdym,którymocnąstrugą
pofrunąłwstronęnieba,uświadomiłymi,żemuszęzdecydować,czy
zawrócić,czyzostać.
Onnienakablujenamnie,ajanienakablujęnaniego,