Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wrodzajubramy.Pochylamygłowyiprzechodzimypodnimi,apotem
krótkąkamiennąścieżkądocieramydostarychdrewnianychdrzwi,
gdzieprzystajemy,żebyzłapaćoddech.
–Gotowa?–pytamszeptem.
Taylorściągałopatkiikiwagłową.
–Gotowa.
Popychamydrzwiktóre,choćwyraźniebardzostaresądobrze
naoliwione,iwmilczeniuwchodzimydokaplicy.Wśrodkujest
ciemno,grubemurynatychmiasttłumiąwszelkiedźwiękipochodzące
zzewnątrz.Delikatniezamykamydrzwizasobąiczekamy,ażnasze
oczyoswojąsięzpełgającymblaskiemświecustawionychnadrugim
końcunawy.Ktośmógłbypomyśleć,żetodziałającynormalnie
kościół,anieprzykrywkadlazupełnieinnejdziałalności.Aleoto
właśniechodzi.
RuszamzaTaylornawą,aleprzystajęnachwilęprzedołtarzem,aby
jaknagrzecznądziewczynkępokatolickiejszkoleprzystało,dygnąć
ipochylićgłowę,apotemdoganiamprzyjaciółkęprzynastępnych
drewnianychdrzwiach.Znajdująsięzaołtarzem,zazwyczajksiądz
znikazanimipomszy.Przechodzimyprzezniebezsłowaijakzwykle
czuję,żerobimycośniedozwolonego,alepowtarzamsobiewmyślach,
żetoniejestprawdziwykościół,izpochylonągłowąmijaminne
osoby.Zatrzymujemysięnakońcupomieszczenia,przedjedną
zdrewnianychławekustawionychwzdłużścian.Umysłpowraca
domojegoostatniegopobytututaj,przywołującstrzępywspomnień.
Kałużawodynawytartejkamiennejposadzce.Morgan,jejpozbawiona
wyrazutwarz,sinewargi...
Potrząsamgłową,mocno.Nie.Nieteraz.Lekarzostrzegałmnie,
żemożemnietospotkaćpopowrociedoMorton,alenie
spodziewałamsię,żefalawspomnieńzalejemnietakszybko.
Zdejmujęmarynarkę,wieszamjąstarannienakołkuiprzesuwam
palcempoinkrustowanejklejnotamiszpilcewpiętejwwewnętrzną
kieszeńnawysokościserca.Zuśmiechemprzypominamsobie,jak
znalazłamjąnapoduszce,wbitąostrymkońcemwzaproszenie