Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Terazzkoleionzacząłwypatrywaćczegośzaoknem,
chociażKizziewiedziała,żezpewnościąniewidzi
kwiatówkołyszącychsięwlekkichpowiewachporannego
wiatru.
Kiedymojeżyciedobiegniekońca,tonieprzed
obliczamikolegówprzyjdziemistanąć,prawda?
Niepolemizowała.Miałrację.
Odwróciłsięipochwyciłjejspojrzenieprzenikliwymi
błękitnymioczami.
Chodźzemną.
Jejżołądekzrobiłfikołka.
Dokąd?
Naspotkanie.Wewtorek,zatrzydnioddzisiaj,
wkościeleprzyulicyBrighton.Oósmejwieczór.
Poszukiwałaodpowiednichsłów.
Poco?Najakiespotkanie?
Musnąłdłoniąjejpalce,agdyuścisnąłjelekko,
wstrzymałaoddech.Jegoniskigłosdziałałnaniątak,
żenieumiałaodmówić.
Proszę,Kizzie.
Ojciecimatkanigdybysięniezgodzilinato,bywyszła
zdomuwtowarzystwiemężczyznybezprzyzwoitki,ale
onawpełniufałaMicah.Wgłowiezaświtałjejpewien
pomysł.Wewtorekwieczoremzbierałosięwjejkościele
DobroczynneStowarzyszenieKobiet.Rodzicenie
nabralibypodejrzeńcodojejnieobecności,gdybysądzili,
żeposzłanaregularnespotkaniegrupycharytatywnej.
Aonanawetbytakcałkiemniekłamała.Wybierałasię
przecieżdokościoła.
Skinęłagłową,niepewna,cosięwłaśniezdarzyłoani
nacowyraziłazgodę.
Puściłjejrękę.Zadrżałapodwpływemutratyjego
ciepła,aon,zabrawszykapeluszitorbę,uśmiechnąłsię
łagodniewyrazjegotwarzymówiłwięcejniżsłowa.
Ósma.Spotkajmysięzarogiemowpółdoósmej.
Milczałacałyczas,gdyruszyłdodrzwiizamknął
jezasobązcichymstuknięciem.Opadłanasztywną
poduszkęfotela,niemogącpowstrzymaćuśmiechu.