Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
będziedługotrwało,obiecuję.Zarazktośtudopana
przyjdziepowiedziałtechnik,poczymniemalsiłą
wsa​dziłmęż​czy​znęzpo​wro​temdosa​mo​chodu.
Drzewa,poruszonepodmuchemwiatru,zaczęłysię
kołysać.Gołębiewskispojrzałwgórę.Niebyłowidać
gwiazdprzezgęstechmuryzakrywająceniebo.Powietrze
byłocorazcięższe.Jeżeliprognozapogodysięsprawdzi,
tomielimałoczasu.Całanadziejawtym,żeciałobyło
wmiej​scu,któredasięza​bez​pie​czyć.
Przywieźliścienamiot?zapytałstojącegoprzy
fur​go​netceko​legę.
Tak,alezdajesię,żeniedamyradygoroz​sta​wić.
Za​razbę​dzieulewaod​parłGo​łę​biew​ski.
Samzo​bacz,sze​fie,alewe​długmnieszansemałe.
Gołębiewskiruszyłwkierunku,wktórymmiały
znajdowaćsięzwłokikobiety.Specjalniewybrałokrężną
drogę,byominąćścieżkę,którąmogłaiśćkobietalubjej
oprawca,jeżelisięokaże,żedoszłodomorderstwa.
Namijanychdrzewachbiałąkredązostawiałkreski
dooznaczeniaścieżkidlapozostałych.Wyszedłnaszczyt
niewielkiegowzniesienia.Zgórywzaroślachzobaczył
wświetlelatarkidłoń.Resztaciałabyłaniewidoczna,
zasłoniętaprzezciasnorosnącewtamtymmiejscu
drzewaiichga​łę​zie.Wiatrsta​wałsięco​razsil​niej​szy.
Roz​sta​wiamylampy!krzyk​nął.
Poparunastuminutachmiejsce,wktórymleżałociało,
byłozalanejasnym,nieprzyjemnymświatłem
iGołębiewskizobaczyłwcałościporazpierwszy.
Leżałanienaturalniewykręcona.Jejnogiibrzuchbyły
zwróconewkierunkuziemi,aklatkapiersiowaigłowa
skierowanewbok.Jejtwarzbyłaniewidoczna,przykryta
za​sty​głąkrwią.Wczaszcewid​niałasporarana.
Uciekałapowiedziałbardziejdosiebieniżstojącego