Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ5
Aron
Zadzwoniłempokumpla,którynaszczęściebył
namieście,więcwprzeciągudziesięciuminutdonas
dojechał.Jegojazdawyglądatrochęjakmoja,więcnie
dziwięsię,żełamiącpodrodzewszelkiemożliwezakazy,
mógłtakszybkodotrzeć.
Dziewczynanapoczątkusięopierała,lecz
jąprzekonałem.Miałaswojezdanie,comisiępodobało,
leczwiedziałem,żewkrótcemiulegnie.PoprosiłemMata,
żebypoprostujechał.Niewiedziećczemu,nawetnie
zapytaliśmyjejoadres,aonasamagoniepodała.
Wpatrywałasięwoknonatylnymsiedzeniu,lekko
opierającgłowę.Wyglądałanazmęczoną.Muzykaleciała
raczejspokojna,coniepodobałosięMatowi,więcchciał
jąprzełączyćnacośgłośnego.Zgromiłemgowzrokiem,
żebytegonierobił.Wewstecznymlusterkuzobaczyłem,
żeVivienzamknęłapowieki.Chybaspała.Musiałabyć
naprawdęzmęczona,bowątpię,czywinnymwypadku
siedziałabytu,pozwalającwieźćsięwnieznane.
–Jedźdomnie–rzuciłemwstronęMata.
Tospokokumpel,staryznajomy,nierazmupomogłem,
więcterazjestmoimdłużnikiem.Niewiem,jakimcudem
gośćsięutrzymuje,bojestbezgrosza,aszkołęrzuciłdwa
latatemu,alesądzącposamochodzie,nienajgorzej
muidzie.Niemampojęciajak,alelepiejniewnikać.
–Takimiałemzamiar.Cotozadziewczyna?