Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nahonor,doskonaledodałSchaunardtrzebasię
ba​wić:razsiężyje.
Przybywszypoddom,któryprzyszłomurozpoznać
zniejakątrudnością,Schaunardusiadłnachwilę
nasłupkuprzedbramą,czekającnaRudolfaiColline’a,
którzywstąpilidootwartegojeszczeszynku,abytam
zakupićsubstratwieczerzy.Skorozjawilisięwreszcie,
Schaunardzapukałkilkakrotnie,przypominałsobie
bowiemmętnie,żeodźwiernymazwyczajsięnie
śpieszyć.DrzwiotwarłysięwreszcieiojciecDurand,
zanurzonywsłodyczachpierwszegosnu,niepamiętając,
żeSchaunardniejestjużjegolokatorem,nieruszyłsię
zmiej​sca,gdytenmukrzyk​nąłna​zwi​sko.
Skorowszyscytrzejznaleźlisięnaszczycieschodów,
przezktórewędrówkabyłarówniedługajak
niebezpieczna,Schaunard,idącyprzodem,wydałokrzyk
zdu​mie​nia,wi​dzącklucztkwiącywdrzwiach.
Cosięstało?spy​tałRu​dolf.
Nicnierozumiemszepnąłtamtenwidzęklucz,
któryzabrałemzsobąrano.O,zarazsięprzekonamy.
Włożyłemgodokieszeni.Ej,dokata!Mamgojeszcze!
wy​krzyk​nął,po​ka​zu​jącklucz.
Toja​kieśczary!
Fan​ta​sma​go​riarzekłCol​line.
Fan​ta​stycz​nośćdo​dałRu​dolf.
AlepodjąłSchaunard,któregogłoszdradzałpewne
za​nie​po​ko​je​niesły​szy​cie.
Co?
Co?
Mójfortepian,którygrazupełniesam
lamiredo,
lasisolre.
Tyhyclu
re
,abo​dajcię!Wciążfał​szy​wie.
AletopewnonieupanarzekłRudolfidodałdoucha