Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
upew​nia​jącsię,czytowi​dzę.Skur​wy​syn.
Dziewczynaoderwałasięodjegoust,aonszarmancko
pochyliłsięipocałowałwrękę.Miałatobyćzapewne
rekompensatazato,żenieodwieziejejdodomuiże
musiwrócićsamauberem.Dziewczynazachichotała
rozkosznie,odkleiłasięodniegoiruszyławstronędrzwi.
Przywyjściuodwróciłasięjeszczeiposłałamucałusa.
Stałwmiejscu,czekał,wyjdzie.Apotempodszedł
domojegostolika.Nalitośćboską,niewytrzymałnawet
kilkumi​nutdlaprzy​zwo​ito​ści!
Można?Wska​załnakrze​słoobok.
Ski​nę​łamgłową.Usiadł.
Nieprzy​szedł...Ra​czejstwier​dził,niżspy​tał.
Ależskąd.
Spoj​rzałnamniezdzi​wiony.
Nieczekapaninani​kogo?By​łempewny...
Cze​kamnapana.
Dałammuchwilęnaprzetrawienienowegokierunku,
jakiobrałarozmowa.Samawykorzystałamchwilę
naprzysunięcieleżącejnastolikukomórkiinakryciejej
dłonią.Onzkolei,widziałamtowyraźnienajegotwarzy,
próbowałwmyślachróżneodzywki,wkońcu
zde​cy​do​wałsięna:
Czymysięznamy?
Wyjęłamzkieszeniwizytówkę,przesunęłampostole
wjegokierunku.Przeczytał„FrankaKruk,prywatneusługi
detektywistyczne”izbladł.Przezdłuższąchwilęnie
wiedział,copowiedzieć,alemniejużbolałapupamieli
tuniewygodnekrzesławięcpostanowiłam
gowy​rę​czyć.
Panateść,czyliojciecpanażony,zktórąożeniłsię
panwrównymstopniudlajejurody,codlawielkiego