Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Roz​dział7
Posiedziałamwsamochodzie,zrobiłomisięzimno.
Wtedywy​ję​łamko​mórkę.
Cześć,córeczko.Czemudzwonisz?Niewybierzeszsię
domniedzi​siaj?
Wzięłamgłębokiwdech.Tak,byłamwyrodnącórką.
Tak,oj​ciecbyłwszpi​taluiniepo​wi​niensięde​ner​wo​wać.
Dla​czegominiepo​wie​dzia​łeś,tato?
Milczał.Niezwróciłmiuwagi,żenajpierwtrzebasię
przywitać.Niezapytał,czegominiepowiedział.Czyli
wszystkojasne.Doskonalewiedział,ocomichodzi,imiał
ztegopo​woduwy​rzutysu​mie​nia.
Tato,jeślijestcoś,cowiesz,aczegojaniewiem,
popro​stumitopo​wiedzpo​pro​si​łamci​cho.
Gdzieje​steś?
Gdzie...Jakietoma...Zresztąnieważne.Jestem
wmie​ście,tato.
Jakwróciszdodomu,zajrzyjdomojejszafkinocnej.
Kołołóżkadodałniepotrzebnie,boszafkinocne
zazwyczajstojąkołołóżek.Gdybymniewiedziała
wcześniej,żejestwzburzony,poznałabymwłaśniepotym
zdaniu,bomójojcieczwyklebroniłprecyzjiwypowiedzi
jakniepodległości.Wdolnejszufladzie.Znalazłem
gowskrzyncenali​stypo...Nowiesz.
Możeszprzestaćmówićzagadkami?
Zdenerwowałamsię.Irytacjazawszepomagałamisię
pozbierać.Zazwyczajdziałałateżnamojegoojca,rzucał
wtedyjakieśtekstyodamachidobrymwychowaniu.
Tymra​zemnic.
Poprostutamzajrzyj.Pochwilidodał:Jestem
zmę​czony,ko​cha​nie,mu​szęod​po​cząć.
Dodomujechałampowoli,znacznieponiżej