Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
AndrzejSarwa
STRZYGA
Zdawałosięjej,przypływaskądś,zjakowejśniezmierzonejdali.
Zczarnejpustkiniepamięciiniebytu.Naraziebyłasamączystą
świadomościąiniczymponadto.Zawieszonawpróżni
niedookreślonej.zawieszonapomiędzyistnieniemanieistnieniem
wiedziałatylkojedno,jest,poprostujest.
Iwłaśnieowamyślnatrętnapulsowaławmózgu:
Jestem...Jestem...Jestem...
Niewiedziałaczymijająsekundyczywieki.Jejoczynie
rejestrowałyobrazów.Jejuszyniewychwytywałydźwięków.Ciszai
ciemność.Wszechogarniająca,wszechobecna,nieskończona...Lecz
powoli,bardzopowolijęłauświadamiaćsobie,żepoczynapodlegać
przemianie.Odzyskiwałapoczuciewłasnegociała.Mrowieniew
stopach,zdrętwiałemięśnierąk,nieprzyjemnyuciskwkręgosłupie.
Delikatniepoczęłaporuszaćpalcami,jakbyjeszczeniedowierzając,
możenimiwładaćzgodniezwłasnąwolą.
Aonecozaradość!byposłuszne.Zginałysięirozprostowywały
wrytmsygnałówwysyłanychprzezumysł.Jakiściężarprzygniatałjej
piersi.Nie,nicnanichnieleżało.Totylkogęste,znieruchomiałe
powietrzeniechciałonakarmićpłucichociażwniewnikało,niesyciło
przecież.Jużbyłasobą.Próczczuciawracałaipamięć.Przesuwałysię
wniejbarwneobrazyprzeszłychzdarzeń...
Byłolato.Tak,byłolato...Zaoknemwminiaturowymogródku
rosłymalwy.Lubiłasięwpatrywaćwichróżowe,bordowe,żółteczy
białekwiaty,którezdawałysiędoniejuśmiechać.Lubiłapatrzećjak
pszczołysiadająnapłatkach,apotemwsuwająsiędośrodkaispiwszy
słodkinektarodlatująociężałeicaleoblepioneżółtympyłkiem.
Czasamiteżodwiedzałasroka.Byłatobardzoodważnasroka,bo
zdarzałosię,przycupywałanaparapecieiprzekrzywiwszyłebek,
wpatrywałasięwleżącą.Apóźniejodlatywała,śmieszniejakto
srokamachającskrzydłami.Lubiłapatrzećnamrówki,którew