Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jejbukiecikpierwszychzłocistychpodbiałów.Uśmiechnęłasiędo
kwiatów.Wtuliławnietwarz,chłonączlubościąsubtelny,ledwo
wyczuwalnyzapachprzedwiośnia...Itobyłoostatniecopamiętała...
Terazotaczałmrokicisza.Czyżbybyłanoc?Może.Aledlaczegoto
łóżkojesttakniewygodne?Takietwarde?
Iczemupłucombrakujepowietrza?
Czuciewróciłojużcałkowicie,awazznimjęłyniąwstrząsać
dreszcze.Całeciałoprzeniknęłodojmującezimno,wgryzającsięw
każdezdasięwłókienko,przesączającsiędownętrzakości.
Poczęładrżeć,szczękaćzębami.Zimnoiduszno.
„–OBoże!myślała.Dlaczegotutakzimnoiduszno?”
Chciałaszczelniejotulićsiępierzyną,wsunąćsiępodniązgłowąby
rozgrzaćskostniałeczłonki,alepróżnoszukałajejrękoma.Pierzyny
niebyło.Zatoplacenatrafiłynacośzupełnieinnego.Poobydwujej
bokachznajdowałysiędeski.
„–Gdzieżtomnieprzenieśli?myślała.Czemuzabralizmojego
łóżka,iułożylinatejwąskiejpryczy?Och!JezusieNazareński,chyba
niezrobilimitego,nieoddalidoszpitala?
Takpamiętam,doktóroworadził.Chciałmniezabraćdoświętego
Hieronima,albodoświętegoDucha.Alejasięsprzeciwiłam.Przecie
ktoraztrafidoszpitala,jużniewychodzistamtądżywy...Amożemi
siępogorszyłoioddalijednakwbrewmojejwoli?”
Poczułanagłyprzypływsił.Wiedziała,daradęunieśćsięo
własnejmocy.Zresztą,musiaławstać,bysprawdzićgdziesięznajduje.
Uniosłasiętedyraptowniei...zjękiembóluopadłanapowrótna
plecy.
Zcałejmocyuderzyłabowiemgłowąocośtwardego,ocoś,co
znajdowałosiętuż,ponadnią.Przedoczymazatańczyłykolorowe
pozłocisteskry.Razjeszczejęknęłacicho.Gdybólniecostępiał
wciągnęłaostrożniedłoniekugórze,bydotykiemzbadaćto,oco
rozbiłaczoło.Tobyładeska.Jakiślęk,zrazuniewielki,ale
potężniejącyzkażdąchwilą,zdławiłją.Poczułabolesnyuciskw
krtani,apotemzdałosięjejwłosypowolipodnosząsięnagłowie.
Naoślepdookołamacałarękoma.
Deski,wszędziedeski,chropowateipachnącejeszczeżywicą.Deski
zprzodu,ztyłu,zboków,deskinadgłową.Wyczuwałapalcami