Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kusiło,bymusnąćdobrzeznaneplamkiopuszkąpalcalub,owiele
chętniej,ustami,aleniechciałprzerywaćjejsnu.Wczorajszydzieńbył
intensywny.Jeszczeosiódmejwieczoremwspinalisiępozboczach
GórSzczawnickichipukaliwskalnąścianęszczytuSitno,żeby
obudzićśpiącychwgórzerycerzy.Nieudałosię,spalijaksusły,
zczegoSabinawywnioskowała,żeSłowakomniedziejesięobecnie
żadnakrzywdainiejestimpotrzebnapomoclegendarnegowojska.
KiedydwiegodzinypóźniejruszyliwkierunkuPragi,obojebyli
zdziczalipotygodniuwgórach,osmalenisłońcemiśmiertelnie
wykończeni.Położylisięoświcie.Aterazbyła…Mariánuniósłsię
nałokciachisięgnąłpotelefon.Zakilkaminutósma.Migającadioda
informowałaonieodebranympołączeniu.Nazwiskonawyświetlaczu
niewróżyłoniczegodobrego.
Wstałostrożnie,żebynieobudzićSabiny,wciągnąłkrótkie
spodenkiiwyszedłnadwór.Panowałporannychłód,alerosa
zapowiadałaupał.Znacznaczęśćpodwórzależaławcieniu,odrzeki
wiałrześkizefirek,abiurowcenaWyspieRohańskiejniewykazywały
oznakżycia.Podobniejakkwiatydoniczkowe,którepaniŠtajfová,
wynajmującaHoliniedolnyloftwbudynku,wyniosłanabalkonprzed
wyjazdemdosanatorium.Zostawiłabiedactwapodjegoopieką,aone
oddobregotygodnianiewidziaływody.Chwyciłkonewkę
inapuszczającwodyzkranuogrodowego,zastanawiałsię,dlaczego
Karoch,jegoszef,dobijasiętelefonicznie,skorozostałymujeszcze
dwadnidokońcaurlopu.Złyznak.
Apoleżsebrzuchemdogóry,chłopie,zasłużyłeśśmiałsię
Karochtydzieńtemu,kiedyMariánskładałwniosekurlopowy.
Odetchnij,nabierzsił.
Ktośniewtajemniczonymógłbyodebraćtesłowajakożyczliwość
itroskę,aleMariánznałprzełożonegodwadzieściaosiemlatiwiedział
swoje.Karochrozumiał,żeczasemtrzebawypocząć,żebypotemznów
zasuwaćjakkońpociągowy,ponadnormę,zaprzeciętnyprzydział