Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kręcą!
Semenowinietrzebabyłotegodwarazypowtarzać.
Podskoczył,wymierzył,przytknąłlontdozapału…Rojnica
zatrzęsłasięodwstrząsuizgardzieliśmigownicywypadły
ześwistemdwagarnceżelastwa,siejączniszczenie
wnajbliższejgrupieTatarów.Pozostalicofnęlisiędalej,
wygrażającwstronędworukrzywymiszablami.
Nadchodziłanoc,któranicdobregooblężonymnie
wróżyła,gdyżTatarzy,jakwidać,chcielipodjejosłoną
dwóropanować.Tymczasemmilczeli,opasującwieńcem
szczupłąforteczkę.
Wedworzeniebyłobynajmniejwesoło.Obrońcówbyło
sześćdziesięciu,czambułzaś,kiedysiępościągałpodnoc,
liczyłponadtysiącludzi.Kobietymodliłysię,pochlipując
gorzkopokątach,młodzigwarzylizcicha,wytrzeszczając
oczywciemnośćirozmawiając,czyzdołająwytrzymać
natarciezgrai.SamtylkopanLityńskinietraciłpewności
siebie,podkręcałwąsa,rozstawiałludzi,rozdawałbroń
iamunicjęiwydawałostatnierozkazy.
Lecznapadnieprzychodził.Krótkanocletniamiałasię
kukońcowi,aobóztatarskiciągleleżałtakcichy,jakby
spadłnaniegonagłypomóriwydusiłwszystko
codonogi.Umęczeniczuwaniemobrońcymielisłabą
nadzieję,żewrógjużichponiecha.Oświtaniuodbłot
ibagniskLadawypodniósłsięgęstytumanoparów
izasłałdolinę.Przykryłrzekę,otuliłsobądwór,skrył
pogorzeliskoiobóztatarski.LudzieLityńskiego,siedzący
zaostrokołem,widzielizaledwieostrewierzchykołów
iskrawekziemiprzedrowem.
Naglezapatrzonymwtentumanobrońcomwydałosię,
żefalerzekiprzestałyszemraćspokojnie,apluskająjakoś
dziwnie,jakbynarazweszładowodywielkaliczbaludzi
iposuwałasięcicho.Przeleciałwięcwokółostrokołucichy
szept„czuj!”ikażdysilniejzacisnąłjanczarkęwdłoni.
Wtejchwilizawiałlekkiwiaterekiskłębiłtumany,
awtenczasżołnierzezWygnankiujrzelipłynące
nawodziepękioczeretów,zanimizaśżółtemordy,
podobnedopsich,skośne,okrutneoczyiszable