Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WzapadającymmrokujechałemdoŚwiętegoJudy.Nieznałem
Blakenheath,alepoulicachbyłowidać,żedzielnicastanowitypowy
tygielróżnychkultur.Karaibskie,azjatyckieieuropejskiesklepyibary
zjedzeniemnawynossąsiadowałyzobskurnymilokalami
użytkowymizamkniętyminagłucho.Liczbatychostatnichwzrastała,
imdalejsięzapuszczałem,zaczęłymnieotaczaćcałkowicie
wyludnioneulice.Wkońcuwyrósłprzedemnąwysokimurbiegnący
równolegledodrogi.Kamiennaścianabyłazwieńczonastarymi
żelaznymiprętami,przezktórewystawałynieprzycinanegałęzie,jakby
drzewapróbowałystamtąduciec.Myślałem,żetopark,dopókinie
dotarłemdowejścia.Nadkamiennymifilaramibramywznosiłsię
zardzewiałyłukzkutegożelaza,naktórymwidniałwykonanydużymi,
zdobnymiliteraminapis„SzpitalKrólewskiim.ŚwiętegoJudy”.
Obok,namurze,wisiałżałosny,oberwanyplakatzprzejmującym
hasłem:„RatujmyŚwiętegoJudę”.
Przyjednymzfilarówstałanastrażymłodapolicjantka.
Przedstawiłemsięimusiałemzaczekać,sprawdzimoje
uprawnienia.
Prostopodjazdemdokońcapowiedziała.
Kiedyprzejechałemprzezłukowąbramę,reflektorysamochodu
oświetliłytablicęzmapąszpitala,takwyblakłą,żepraktycznie
nieczytelną.Mojepoczątkoweskojarzeniezparkiemniebyłozupełnie
chybione.Dojrzałedrzewazasłaniałymur,domyślałemsię,żecały
terenmusiałkiedyśbyćpełenpawilonówrozrzuconychwśródzieleni.
Terazniebyłotuniczego.Pozburzonychbudynkachzostałytylko
niechlujnestertycegiełibetonu.
Czułemsię,jakbymjechałprzezzbombardowanemiasto,ciemne
iwyludnione.Mrokrozjaśniałyjedyniejasnesnopyreflektorówauta.
Gęstedrzewaiwysokimurskutecznieblokowałydopływświatła
zokolicznychulic,przezcoterenzdawałsięznaczniesilniej
odizolowanyniżwrzeczywistości.Minąwszykolejnąkupęgruzu,
zobaczyłemwreszcieradiowozyifurgonetkipolicyjnezaparkowane
nadziedzińcuprzedocalałymszpitalem.Wiktoriańskibudynekmiał
trzypiętraiszerokieschodyprowadzącedocentralnegoportyku
wstylugreckim.Zabitedeskamioknaziałyślepowpoczerniałych
kamiennychścianach,alegmach,choćzrujnowany,zachowałdawny
majestatiwielkość.Gzymsybyłybogatorzeźbione,aportykwspierał
sięnażłobionychkamiennychkolumnach.Nadwszystkimgórowała
kanciastasylwetkawieżyzegarowejwznoszącasięzespadzistego
dachunatlenocnegoniebaprzypominałasurowy,karzącypalec.