Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
4
C
niemampojęcia,skądJulekwogóleznatoimię.Jestemteż
zujęsięjakpouderzeniuobuchemwgłowę.Wpierwszejchwili
przekonana,żeniemożenicwiedziećnatematosoby,którasiępod
nimkryje.Oczywiścieniezapominam,żetobystrydzieciak,aprzed
pociechamitrudnocokolwiekukryć,choćnam,dorosłym,wydajesię,
żejestinaczej.Todoskonaliobserwatorzyrzeczywistościiczęsto
zauważająwięcejniżmysami–otymrównieżpamiętam.Jednak
towciążniewyjaśnia,wjakisposóbmójsyndowiedziałsię
oRajmundzie.
–Rajmundnie…–Gryzęsięwjęzyk,boprzedchwiląprzecież
samapouczałamsyna,żerodzinatonietylkowięzykrwi.Gorączkowo
myślę,copowiedzieć,abyniewpaśćwpułapkę,którąsamanasiebie
zastawiłam,aleniestetynicsensownegonieprzychodzimidogłowy.
–Niesądzę,skarbie,żebytobyłnajlepszypomysł–rzucamwkońcu,
wciążniebardzowiedząc,jakwiarygodnieuargumentowaćswoje
stanowisko.
–Dlaczego?–pytanatychmiastJulek.
–Cóż,Rajmund…
–Przecieżtotwójchłopak–wchodzimiwsłowo,ajazwrażenia
tracęnamomentkoncentracjęiomałoniewjeżdżamwtyłsamochodu
przedemną.
Naciskamhamuleciautogwałtowniezwalnia,chybatylkocudem
unikajączderzenia.
–Mamo,wiem,żeRajmundtoniemójtata–ciągniemójsyn,
zupełnienieprzejętytym,żejedynieułamkisekunddzieliłynas
odpoważnejstłuczki.–Iwcaleniechcęnowegotaty.Aleniemiałbym
nicprzeciwkotemu,żebypoznaćtwojegochłopaka.
Głośnowypuszczampowietrzezpłuc,dziękującniebiosom,żenie