Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
farmaceutkapodrugiejstronieladyliczyłabłyskawiczniekolumienki
małychcyfereknareceptach.MyśliMartypowędrowałydodomu.
Biednamama,takjąwnocybolało…–Towyczekiwanie
wniekończącymsięogonkunużyło.–Tyledziśdoroboty,
achciałabymsięspotkaćjeszczezZenonem.
ZapracowanafarmaceutkaautomatycznymruchemwyjęłaMarcie
receptęzręki.–Bilamiduniema.Ekstraktzczarnejrzodkwi
wycofanyzlekospisu…–powiedziałaszybko,poczymotworzyła
jakiśskorowidziczegośszukała.–To…możejestcośzastępczego?
–bąknęłaMartazaskoczona.–Jest.Isocholzamiastbilamidu.Isok
zdziurawcaalbocholesol.Alemusipaniprzynieśćnowąreceptęalbo
zapłacićpełnącenę.–Cozapech!–rzekłacichoMarta.–Cilekarze
–sarknęłajakaśkobietawopatulonymszalikiemkapeluszu,tuż
zaMartą–zapisująlekarstwa,którychniemawaptekach…–Proszę
pani…–zaczęłaMarta,aleniewiedziała,copowiedzieć.Stanąłjej
wgłowiecałykołowrótodnowa:zwolnieniezpracydlamatki,
skierowaniedoośrodkazdrowia,czekaniegodzinaminalekarza
rejonowego,nieudanarandkazZenonem.Nawykupspecyfikówbez
receptyniestarczymizpewnościąpieniędzy.–Tylezachodu…
–szepnęłaznowu,poczymdodałagłośniej:
–Iletobędziekosztowaćbezrecepty,proszępani?–Farmaceutka
wymieniłacenę.Ztyłukolejkiktośpowiedziałcałkiemgłośno:
–Cotakdługo?Niemożnatakdługozałatwiaćjednejosoby…
–Proszępani,mama…–zaczęłaMarta.Zezmęczonejtwarzy,spod
siwych,schludnieupiętychwłosówspojrzałynaniąprzelotniebystre
oczyfarmaceutki.–Todlapani?–spytała.–Nie–rzekłaszybko
Marta–dlamojejmatki.Wątrobaiworeczekżółciowy.
–Farmaceutkazdecydowanymruchemołówkaprzekreśliłanazwy
lekównarecepcieiwpisałanowe,poczymwypisałakwitkasowy.
Martauśmiechnęłasięzwdzięcznością.Cośnakształtuśmiechu
rozluźniłoskupionątwarzfarmaceutki.Powiedziała:–Ktonastępny,
proszę…–Takjużbyło,żeuśmiechMartybudziłuśmiech
natwarzachinnychludzinazasadziejakiegośczarodziejskiego
mechanizmu.
Zamknęłazasobądrzwiaptekiistałaprzezchwilęnaprogu.
Wicher,śnieg,deszcz,błoto,mżące,niepewneświatło,gęstamaź
lutowegowieczoru,wktórejludziebiegnąszybko,uciekającprzed
tym,cojestwpowietrzu,tłocząsiędotramwajów,spiesząsię,nie
patrzącnanikogo.Długirządskulonychpostacidreptałwbłotnistej
papcetrotuaru,czekającna113,niecodalejtakisamszereg