Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nicnieznaczącezapiskimogłyokazaćsięnawagęzłota.
Byławpołowiepracy,kiedynagle,tużzadrzwiami,usłyszała
jakiśhałas.Zastygła.Tymrazembyłapewna,żetoniezłudzenie.
Wyraźnierozpoznawałaodgłosykrokówiczyjeśgłosy.
Ręcezaczęłysięjejtrząść.Sercełopotałowpiersitakmocno,
jakbymiałozarazprzebićsięprzezmostek.„Weźsięwgarść!
–pomyślała.–Tylkobezpaniki”.Wepchnęłateczkizpowrotem
doszufladyiwyprostowałasięzabiurkiem.Poprawiławłosy.Wzięła
głębokioddech.
DrzwigabinetuotworzyłysięidośrodkawszedłPaweł
Prokofjewicz.Wułamkusekundyzjegotłustejtwarzyzniknął
uśmiech.Zmarszczyłbrwi,aczołopofałdowałosię,niczymcielsko
jegoulubionegobuldoga.
–Sztowytudziełajecie?Sztoetoznaczit?![1]–wjegogłosie
brzmiałagroźba.Zawiesiłwzroknapozłacanymprzedmiocie,który
trzymaławręku.
„Jużpomnie”–pomyślała.Czuła,żetrzęsąsięjejkolana.
Wiedziała,żewystarczyjednakomendaPawłaProkofjewicza,żeby
wciągukilkuminutwgabineciepojawiłsięoddziałochrony.Znała
procedurę.Najpierwtrafidowybetonowanej,pełnejpluskiewceli
naŁubiancealbowButyrkach.Jeżeliprzeżyje,dalejczekająłagier.
Apotemtyfusalbojeszczeinneświństwo…będziesięmodlić
ośmierć.
„Weźsięwgarść,skupsię”.Jeszczeniewszystkostracone.
Nabiurku,naplikulistów,leżałgrawerowanynóżdokorespondencji,
zrękojeściązkościsłoniowej.Widziałagokątemoka.„Szybko.
Zdecydowanie.Bezzawahania!”–wuszachbrzmiałyjejsłowa
szkoleniowca.
Szybko.
Zdecydowanie.
Bezzawahania.