Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Marszczębrwi,bojakwidać,wcaletakdobrzegojeszczenie
znam.Przykrywamjegodłońswoją.
–Takwłaśniemyślałam.Niepytałamwcześniej,bozgórytak
założyłam.
–Tegochcąmoirodzice,alenieja–burczyrozeźlony.Chyba
poruszyłamniewygodnytemat.
–Jateżchcęzostaćarchitektem.–Mójuśmiechsięposzerza
namyślotym,żemamywspólnąpasję.
–Zatemnimizostaniemy,hermosa.Skończymyszkołę,potem
weźmiemyślub,noioczywiścieotworzymywłasnebiuro.–Posyła
miciepłyuśmiech,zaciskającpalcenamojejręce.
–Cudownie!–piszczępodekscytowanaizarzucammuramiona
naszyję.
Obejmujemniewtalii,ajamocniejwtulamsięwjegoumięśniony
tors.Niestetyniejestnamdanenacieszyćsiętąchwilą.Nagleczuję
mocneszarpnięciewtył.
–Tymałabrudasko!Chybawyraziliśmysięjasno!
MatkaAndresaodciągamnieodsyna,ajegoojcieczagradza
mudrogę,abyniemógłmniedosięgnąć.
–Niechcęcięnigdywięcejwidziećznaszymsynem!
Kulęsięwsobie,jejsłowadotkliwiemnieranią.Łzyspływają
mipopoliczkach.Oplatamsięramionamiiodwracamgłowęwbok,
jakbymniespoliczkowała.
–Idźdodomu,Chloe.Jasiętymzajmę.–Andrespatrzygniewnie
naojca,przyjmującwyprostowanąpostawę.
Kiwamgłową,poczymodchodzęodtejrodziny.
Jestmiprzykrozpowodutegozajścia,alewiem,żeAndres
naprawdęmniekochaiwrócipomnie.Jestprzymnieoddnia,
wktórymzaczepiłmnienatymwzgórzu,ijestempewna,żejuż
zawszebędziemyrazem,niktnasnierozdzieli.Czymżejesttwoje